Przejdź do treści

Algieria – bocian na Saharze

Jak często nosimy w sobie mylne wyobrażenia o ludziach, których nie znamy osobiście, obcych miejscach, nieprzeczytanych książkach, nieobejrzanych filmach? Obrazy te kształtują media wypaczające rzeczywistość oraz obiegowe opinie. Idealnym przykładem takiego zjawiska jest Algieria – okazała się zupełnie inna, niż ją sobie wyobrażałem. Była bezpieczna i arcyciekawa.

To największe państwo Afryki (po podziale Sudanu) od dawna było na liście moich wymarzonych podróży. W końcu nadarzyła się okazja i  wyjechaliśmy w sprawdzonej w bojach, wesołej grupie Prestige Tours.

Burzliwy czas w Algierze

Trafiliśmy na gorący okres – rządzący od lat prezydent Buteflika nie chciał zrezygnować z ubiegania się o kolejną kadencję, a na ulicach wszystkich miast odbywały się masowe demonstracje przeciw jego skorumpowanej władzy. Z jednej strony trochę obawiałem się o bezpieczeństwo, ale z drugiej bardzo cieszyłem się, że mogę być świadkiem przełomowego momentu w tym wielkim kraju. Świadkiem czasu, gdy goreją serca, palą się umysły, a ludźmi targają uniesienia, uczucia i obawy co do losu swej ojczyzny.

I rzeczywiście, już na drugi dzień po przylocie widzieliśmy wielkie demonstracje w Algierze, a także w małym miasteczku Tipasa.

Demonstracja antyrządowa w Algierii. Fot. Jacek Torbicz.

Demonstracja antyrządowa w Algierii. Fot. Jacek Torbicz

Byliśmy jedynymi turystami, nie spotkaliśmy żadnych innych Europejczyków. W takich sytuacjach zachowanie tłumu może być nieprzewidywalne i łatwo o prowokację, dlatego Omar, nasz algierski przewodnik, bardzo się o nas obawiał. Ja jednak nie odczuwałem zagrożenia i miałem ochotę przyłączyć się do protestujących przeciw skorumpowanemu prezydentowi – na chwilę nawet to zrobiłem. Omar szybko wyciągnął mnie z protestu. Jak widać na zdjęciu, Omar jest większy ode mnie, więc nie oponowałem.

Nad miastem latały helikoptery, widać było zgromadzone siły wojska i policji, które jednak nie interweniowały. Nie widzieliśmy żadnych walk, a potężne demonstracje przebiegały spokojnie. Panował entuzjazm i uniesienie.

Z Algierii wyleciałem 1 kwietnia. 2 kwietnia Buteflika zrezygnował z funkcji prezydenta Algierii po dwudziestu latach urzędowania. Gdyby była jakakolwiek szansa, że mój przyjazd zadziała podobnie, pojechałbym natychmiast na Białoruś lub do Rosji.

No ale nie przyjechaliśmy do Algierii, żeby obalić prezydenta, lecz zobaczyć kraj. A są tu różne światy, na północy leżą piękne miasta i zadziwiające rzymskie ruiny, o których napisałem  tutaj.  Dalej na południe piętrzy się pasmo Atlasu. Czy zgadlibyście, że to zdjęcie zrobiłem w Algierii?

Góry Atlas, Algieria. Fot. Jacek Torbicz.

Djanet

Większość kraju zajmuje bezkresna pustynia i właśnie tam skierowaliśmy pierwsze kroki (jeśli można tak określić lot) z Algieru do Djanet, miasta położonego na dalekim południu, w sercu Sahary.

Okolice Djanet. Fot. Jacek Torbicz.

Po ponad dwugodzinnym locie znaleźliśmy się w innym świecie. Zakurzone, pustynne miasteczko od razu przypadło mi do gustu. Wieczne słońce, błękit nieba, góry na horyzoncie i żywa zieleń palm daktylowych, a do tego ani jednego turysty. Rozlatujące się i niemal opuszczone stare miasto góruje nad gajami palmowymi i nowszymi zabudowaniami.

Podczas włóczęgi pośród zaułków moja towarzyszka podróży, Teresa (ale nie ta, o której pisałem przy okazji lwów), odłączyła się na chwilę i miejscowi chłopcy zaczęli w nią rzucać kamieniami. Była to jedyna nieprzyjemna sytuacja w Algierii, jednak Teresa, zwana potocznie „Twardzielką”, przetrwała ten ostrzał bez większych ran.

Djanet. Fot. Jacek Torbicz.

Djanet. Fot. Jacek Torbicz.

Tuaregowie

Djanet to już ziemia Tuaregów, ludzi pustyni. Zetknąłem się z nimi wcześniej w Mali, wzbudzili wtedy mój szacunek. W Mali byłem w momencie, gdy Tuaregowie próbowali stworzyć własne państwo o nazwie Azawad (rok 2012). Niestety, wybuchła tam wojna domowa, w którą wmieszali się islamiści i w końcu Francuzi. Tuaregom nie udało się osiągnąć celu – wciąż pozostają jednym z wielkich narodów pozbawionych własnej państwowości. O Tuaregach możecie przeczytać więcej tutaj.

Tuaregowie mają silne poczucie godności, są honorowi, uprzejmie wyniośli, choć nie jest to cecha, która razi. Jako naród istnieją od tysięcy lat. Byli poważnym partnerem handlowym dla starożytnych Rzymian. Już wtedy stanowili postrach plemion żyjących dalej na południe – łapali ludzi i sprzedawali ich jako niewolników. Przez wieki zmieniali się jedynie nabywcy niewolników. Oni sami zawsze pozostawali nomadami i niektórzy z nich są nimi do dziś.

Choć obecnie są muzułmanami, tuareskie kobiety mają odsłonięte twarze. Zakrywają je natomiast mężczyźni. Istnieje wiele teorii, dlaczego tak się dzieje – mnie najbardziej przekonuje ta, według której tuareski mężczyzna nie chce pokazywać swoich uczuć, okazywać wzruszenia ani słabości. Tuareg stoi po lewej stronie, po prawej przedstawiciel plemienia żyjącego nad Wisłą.

Na tym zdjęciu widać natomiast ewolucję kobiecego stroju – w tradycyjnym okryciu pojawiła się kieszonka na telefon komórkowy.

Fot. Jacek Torbicz.

Nasi kierowcy i przewodnik również byli Tuaregami. Przy niekończącej się herbatce prowadziliśmy z nimi ciekawe rozmowy (po francusku i angielsku) o życiu – o nich, o nas. Przekonaliśmy się, że mają bardzo spokojne i zrównoważone podejście do świata.

Nie gniewajcie się, że zasłaniam na zdjęciach twarze moim przyjaciołom z Polski – po prostu nie chce mi się każdego z osobna pytać o zgodę na publikację wizerunku na blogu. Rozmawiając i pijąc herbatę, Tuaregowie oczywiście odsłaniają twarze.

Fot. Jacek Torbicz.

Fot. Jacek Torbicz.

Park Narodowy Tassili N’Ajjer

Pierwsze kilometry za Djanet to dobra droga asfaltowa. Drogowskazy informują o bliskości granic.

Potem zaczyna się off-road. Naszym głównym celem były południowo-wschodnie krańce Algierii. Spędziliśmy tam wiele pięknych dni, śpiąc w namiotach i poruszając się samochodami terenowymi.

Fot. Jacek Torbicz.

Część tych terenów włączona jest do Parku Narodowego Tassili N’Ajjer, który znajduje się na liście UNESCO. Mnóstwo tu prehistorycznych rysunków naskalnych (o czym później), a formy skalne są imponujące – przypominały nam Arches National Park w Utah, ale bez turystów, parkingów i wycieczek.

Fot. Jacek Torbicz.

Fot. Jacek Torbicz.

Jeżeli można mówić o poetyce podróżowania, to właśnie tu nadarza się właściwy moment. Czy widzieliście pustynne nocne niebo z gwiazdami tak jasnymi, że aż rzucają cień? Jak wyrazić piękno wschodów słońca, które tak szybko przeganiają chłód nocy? Czy można nie zachwycić się krwistoczerwonymi zachodami w otoczeniu skał i piasków? Trudno pozostać obojętnym – może dlatego tuarescy mężczyźni zasłaniają twarze, by nie okazywać wzruszenia.

Zobaczcie, jak wyglądały miejsca, w których zasypialiśmy i gdzie się budziliśmy. Po horyzont ciągną się dzikie, bezludne obszary. Trzeba być Tuaregiem, by przetrwać w tym świecie i wiedzieć, gdzie szukać wody.

Fot. Jacek Torbicz.

Fot. Jacek Torbicz.

Szukajcie, a znajdziecie

Gdzieniegdzie woda jest – pustynia nie jest całkiem martwa. Dotarliśmy do niewielkiego jeziorka, a przy nim czekała na nas niespodzianka – para bocianów w samym sercu Sahary. Poczuliśmy się, jakbyśmy spotkali rodaków na końcu świata.

Fot. Jacek Torbicz.

Bociany na Saharze w Algierii. Fot. Jacek Torbicz.

W tym rejonie można zobaczyć niezwykłe w skali świata nagromadzenie skalnych rytów. To prawdziwa galeria pod gołym niebem. Najstarsze z rytów datuje się nawet na dwanaście tysięcy lat! Nasi przodkowie już wtedy mieli potrzebę artystycznego wyrazu. W tamtych czasach nie było tu pustyni, o czym świadczą wizerunki słoni, bydła i żyraf. Zobaczcie sami:

Fot. Jacek Torbicz.

Znany moim czytelnikom z wyprawy na Olimp kolega ustawił się instynktownie pod rytem okazałych rogów.

Fot. Jacek Torbicz.

Pięć dni na pustyni bez łazienki wystarczyło, byśmy zatęsknili za bieżącą wodą i innymi zdobyczami naszej cywilizacji. Co tu dużo mówić – zatęskniliśmy też za szlachetnymi napojami z procentami. Ale jak je zdobyć w Djanet, gdzie panuje absolutna prohibicja?

Instynkt podpowiedział mi, że w miasteczku liczącym piętnaście tysięcy mieszkańców musi istnieć – jak to się mówiło – „melina”. Mocną ekipą ruszyliśmy na poszukiwania, siedząc na pace auta. Trwały one kilka godzin, ale zakończyły się sukcesem. „Szukajcie, a znajdziecie!”

Fot. Jacek Torbicz.

 

Udostępnij artykuł

4 komentarze do “Algieria – bocian na Saharze”

  1. Hey Jacku ! Wspaniała podróż . W związku z covidem świat się dla nas zatrzymał . Tak tęsknię za podróżami i wyjazdem gdzieś z Tobą na wyprawę . Nie wiem czy pamiętasz ale dzięki Tobie ” zdobyłam ” Machu Picchu . Bardzo Ci jestem wdzięczna do dzisiaj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Santo Antão i São Vicente

„Zieloność” Wysp Zielonego Przylądka Przed wyjazdem słyszałem, że Wyspy Zielonego Przylądka wcale nie są zielone. Turyści lądujący na popularnej, zabudowanej

Republika Tuvalu, okruch lądu na Pacyfiku

Tuvalu, najmniejsza republika świata Tuvalu jest najmniejszym państwem świata, jeśli chodzi o liczbę ludności (nie licząc Watykanu). Na 26 km²

Aszchabad, stolica Turkmenistanu.

Turkmenistan najłatwiej odwiedzić z wycieczką, gdyż wtedy szansa na otrzymanie wizy jest największa. W innych przypadkach ryzyko odmowy jest o