Bezpieczeństwo w Iranie
Mało który kraj na świecie ma tak złą opinię i wywołuje ogromne obawy przed podróżą. Mało który kraj na świecie jest tak przyjazny, bezpieczny i łatwy do podróżowania, jak Iran.
Na blogu opiszę środkową część Iranu – nasza trasa wiodła z Szirazu i Persepolis do Kermanu i dalej przez Jazd do Isfahanu. Iran wydaje się stworzony do samodzielnych podróży ze względu na niskie koszty, pełne bezpieczeństwo, gościnność ludzi i, z tego, co wiem, łatwość poruszania się komunikacją zbiorową. Tym razem wybrałem opcję wycieczki z niewielką grupą Prestige Tours, co zapewniło nam wygodę, znakomitą lokalną przewodniczkę i luksusowe, ale butikowe hotele. Niemniej z pewną zazdrością usłyszałem od spotkanej w Iranie samotnie podróżującej Pauliny z Polski, jak cudownie przebiega jej podróż. Będąc w Iranie ani razu nie skorzystała z hotelu i zawsze była zapraszana do domów.

Mury cytadeli w Sziraz. Fot. Jacek Torbicz.
Sziraz
Zobaczenie tego dużego i ważnego miasta było moim pierwszym zderzeniem z krajem. Czyste ulice, niezłe samochody i ubrani po europejsku ludzie nie sprawiają wrażenia egzotyki, znanej mi tak doskonale z sąsiedniego Pakistanu i Afganistanu. Zadbane i zadrzewione ulice, chodniki, liczne kawiarnie i restauracje – gdyby nie brak znajomych marek i arabski alfabet, można byłoby pomyśleć, że jesteśmy gdzieś w Hiszpanii. Inaczej sobie wyobrażałem kraj od lat objęty sankcjami. Iran wydał mi się bardziej europejski, niż mogłem się spodziewać. Egzotykę mieliśmy zobaczyć dopiero na bazarach i poza miastem. Orientalny natomiast był nasz butikowy hotel w Sziraz:

Fot. Jacek Torbicz.
Przyjeżdżając do Iranu, nie warto wymieniać zbyt dużo pieniędzy, gdyż inflacja dosłownie codziennie nam je zjada. Oczywiście nasze karty płatnicze nie działają; Irańczycy mają swoje własne. Przewodniczka dała mi swoją kartę wraz z PIN‑em, abym mógł swobodnie kupować to, co chcę, a tą kartą można było płacić niemal wszędzie. Przy okazji zauważyłem ciekawą praktykę. Gdy Irańczyk płaci coś kartą, zwykle podaje ją sprzedawcy i mówi mu na głos PIN. Iran to kraj ludzi do bólu uczciwych. Trudno sobie wyobrazić taki proceder u nas.
Ludzie na ulicach Szirazu zachowują się swobodnie, wiele kobiet nie zasłania włosów, ma tylko niedbale założone chusty wokół szyi. Nasze dziewczyny były przy nich okutane dokładnie i raczej sprawiały wrażenie ortodoksyjnej islamskiej wycieczki zwiedzającej luzacki Sziraz. Czasem na to wszystko z portretu czy mozaiki patrzył surowo ajatollach Chomeini, jednak jego podobizn w przestrzeni publicznej jest zaskakująco mało.

Fot. Jacek Torbicz.
Miasto ma opinię wolnościowego; tu wpływy ajatollahów nie są tak bardzo widoczne. Ludzie otwarcie krytykują władze, nie kryją się z tym specjalnie.
Spacer po Szirazie
Centralnym punktem Szirazu jest duża XVIII‑wieczna cytadela Karim Khan; w pobliżu niej znajdziemy deptaki i pełen kolorytu bazar Vakil. Cytadela nie wzbudziła u mnie szczególnego zainteresowania — XVIII wiek w Iranie to niemal współczesność. Niemniej cała okolica jest ciekawa i idealna do spacerów. Meczet Vakil był pierwszym spotkaniem z bajkową perską architekturą. Ta XII‑wieczna piękna budowla została przywrócona do świetności w XIX wieku. Oczywiście do meczetów wszędzie wchodzimy boso i w Iranie nie musimy się martwić, że ktoś nam te buty zakosi, jak to ma miejsce w Indiach.

W meczecie Vakil. Fot. Jacek Torbicz.
Wprawdzie w meczecie można podziwiać piękne mozaiki, ale mi o wiele bardziej podobały się pozujące sobie do zdjęć Iranki. Uśmiechy, które do mnie wysyłały, sprawiały, że zapomniałem na moment o dzielącej nas różnicy wieku.

W meczecie Vakil. Fot. Jacek Torbicz.
Po dwugodzinnym spacerze w słońcu człowiek marzy, by usiąść w fajnej kawiarni z widokiem na jakiś pałac i napić się zimnego piwa. Oczywiście w Iranie po rewolucji islamskiej nic takiego nie jest możliwe i musieliśmy się zadowolić herbatami i bezalkoholowym mojito. A propos herbaty, miejscowym wynalazkiem są specjalne lizaczki, którymi herbatkę się miesza, aż do pożądanej zawartości cukru — bardzo pomysłowe!

Fot. Jacek Torbicz.
Wino z Sziraz
Sziraz kojarzy nam się ze szczepem winogron i znakomitym winem. Współczesny szczep shiraz nie ma nic wspólnego z dawnymi winami z Szirazu, które były zawsze białe, to jednak miejsce słusznie kojarzy nam się ze szlachetnym trunkiem. Naukowcy udowodnili, że już co najmniej 4500 lat temu produkowano tu wina (a być może i dawniej), czyli w okresie, gdy przodkowie Polaków łupali jeszcze kamień i walczyli na maczugi. Z czasem Sziraz stał się stolicą perskiego i światowego winiarstwa. Będący do dzisiaj uwielbiany XIV‑wieczny poeta Hafez napisał mnóstwo wierszy, w których opisywał wino, co sprawiło, że jest on dla mnie szczególnie bliski:
Słuchaj rad wina i muzyki
Tajemnic świata nie dociekaj
Bo nikt rozumem nie rozwiązał
I nie rozwiąże tej zagadki
(przełożył Władysław Dulęba, fragment wiersza „Gdybyż Turczynka ta z Szirazu”)
Inny fragment poezji poprawiłem nieco na swój użytek i wprowadziłem rym, gdyż Hafez pisał do rymu, czego nie oddają niestety polskie tłumaczenia. Oto fragment wiersza „Choć nas wino weseli” w mojej interpretacji:
Przyjaciół masz wokół siebie
I flaszę wina w dłoni
Ale pij mądrze, gdyś jest w potrzebie
Przed złymi czasami to cię nie ochroni
Winnice przetrwały panowanie arabskie i wprowadzenie islamu, a za czasów szachów dynastii Pahlawich zaczęto produkować wina na skalę przemysłową. Po obaleniu szacha w 1979 roku z setek pięknych winnic okolic Szirazu nie pozostała ani jedna…

Mauzoleum Hafeza. Fot. Jacek Torbicz.
Perskie ogrody
Irańczycy kochają swoje perskie ogrody. To dla Persów ziemska namiastka raju i chętnie je odwiedzają. Zawsze są symetryczne, jest w nich woda, dające cień i ukojenie. Każdy ogród ma pałac usytuowany w dwóch trzecich ogrodu na planie prostokąta, tak by mieszkający tam bogacz miał piękny widok. Pierwszym ogrodem, jaki widzieliśmy, był Eram, jeden z dziewięciu tworzących listę UNESCO. Szczerze mówiąc — ogród jak ogród — sprawiał wrażenie nieco zaniedbanego, a pałac też jakoś specjalnie nie imponował. Musimy jednak pamiętać, że dla suchego, a nawet pustynnego, środkowego Iranu zieleń i woda to niezwykle ważne i piękne elementy. Irańczycy są dumni ze swoich ogrodów, ale dla nas to tylko zwykłe parki.

Pałac w ogrodzie Eram. Fot. Jacek Torbicz.
Żelaznym punktem do odwiedzenia w Sziraz jest mauzoleum wspomnianego już poety Hafeza. Jak mówią Irańczycy, nawet jeśli ktoś nie ma Koranu, z pewnością ma tomik jego poezji. Wiersze Hafeza są czytane na prywatkach, wszelkich uroczystościach, imprezach i podczas domowych kolacji. Czytanie i deklamowanie poezji jest szczere, niewymuszone i powszechne. W ogóle Irańczycy są bardzo uduchowieni i wrażliwi artystycznie, co mi się bardzo podobało. Jestem pewien, że osoby znające Iran lepiej powiedziałyby to samo.

Sziraz, Różowy Meczet. Fot. Jacek Torbicz.
Bez wątpienia najpiękniejszym meczetem Szirazu jest Różowy Meczet (Nasir‑ol‑Molk Mosque). Kolorowe witraże sprawiają, że Iranki tłumnie tu przyjeżdżają i fotografują się w sali modlitewnej budowli. Są przy tym bardzo podekscytowane i zadowolone. Różowy Meczet to osesek wśród irańskich zabytków, ma zaledwie sto kilkadziesiąt lat.

Różowy Meczet. Fot. Jacek Torbicz.
Persepolis
Kilkadziesiąt kilometrów od Sziraz leżą ruiny Persepolis. Miasto założone 2,5 tysiąca lat temu przez Dariusza I kwitło aż do czasu jego zniszczenia przez Aleksandra Wielkiego. Określenie „miasto” nie jest ścisłe, była to raczej ceremonialna stolica państwa.
Nie jestem wielkim miłośnikiem zwiedzania ruin, szczególnie takich, w których niewiele pozostało. Jednak Persepolis mnie nie rozczarowało, można tu poczuć minioną potęgę starożytnej Persji, a ja dałem ponieść się wyobraźni. Choć Persepolis to dziś tylko imponujące ruiny, to kiedyś potężne zadaszone pawilony i pokryte kolorami płaskorzeźby były prawdziwym cudem świata.
Do miasta wchodzimy schodami pamiętających czasy Kserksesa, wielkiego budowniczego i następcy Dariusza I. Stopnie są niskie, wygodne, przystosowane do poruszania się osób w długich szatach. Dalej przechodzimy przez Bramę Wszystkich Narodów, na której zachowały się inskrypcje pismem klinowym w trzech językach. Bramy strzegą potężne skrzydlate byki.
Dalej idziemy do apadany, gigantycznej audiencyjnej sali hypostylowej, z której pozostało kilkanaście kolumn. Nieco dalej kierujemy się do sali tronowej Kserksesa, innych pałaców i skarbca.
Największe wrażenie zrobiły na mnie doskonale zachowane płaskorzeźby. Przedstawione są na nich różne narody zamieszkujące imperium, częstym motywem jest walczący lew z bykiem. Według profesora Vijay Sathe i innych naukowców interpretuje się to jako interpretację cyklu – walki nocy i dnia.
Największe ceremonie w Persepolis odbywały się podczas święta Nowruz przypadającego na wiosenną równonoc. Jest to irański początek roku obchodzony chętnie do dzisiaj.
Wspaniałe Persepolis, jak już wspomniałem, zniszczył doszczętnie Aleksander Macedoński. W zemście za zniszczenie świątyń greckich wzniecił pożar i w ten sposób zakończył historię tego miejsca. Aleksander Wielki, niestety, ma wiele tego typu czynów na sumieniu i nie rozumiem jego gloryfikowania.
Naqsz‑e Rustam
Wycieczkę do Persepolis łączy się z odwiedzinami Naqsz‑e Rustam, wykutych w skale grobowców czterech perskich władców, w tym znanego nam z Persepolis Dariusza I i Kserksesa I. Wyrzeźbione znacznie później od grobowców płaskorzeźby zachowały się świetnie, gdyż były zasłonięte ziemią.
Przed skałami zachowała się doskonale kwadratowa wieża. Można wyczytać, że miała być zaratustriańską wieżą ognia, ale w poważnych źródłach można wyczytać, że budowla nie spełniała takiej funkcji. Nasza przewodniczka przytaczała inne teorie, między innymi, że przechowywano tam zwłoki królewskie przed ułożeniem w skalnych grobowcach.
Kolejnym punktem standardowej wycieczki jest też postój w Pasargadach, mieście, które było stolicą Persji przed Persepolis. Dziś to tylko liczne stanowiska archeologiczne, ale też doskonale zachowany grobowiec Cyrusa Wielkiego.
Wychodząc z oblanego słońcem Persepolis, spragnieni, zauważyliśmy budkę z napisem „traditional spirits”. Serce na moment zabiło szybciej, ale nadzieja na coś ciekawego do picia szybko zgasła.
Jednodniowa wycieczka do Persepolis to obowiązkowa i potężna dawka starożytnej historii. Zastanawiałem się, czy warto było pojechać tak daleko, by zobaczyć trochę kamieni. Są to jednak wyjątkowo piękne kamienie, które zmieniają szarą codzienność świata.