Zobaczyć Palawan
W gonitwie za pięknymi miejscami i szczęściem zapędziłem się z grupą wypróbowanych znajomych na Palawan. Właściwie to ja ich tam zaciągnąłem. Od kilku osób podróżujących tam wcześniej słyszałem same ochy i achy. Sceptycznie podchodzę do zachwytów, widziałem setki tropikalnych miejsc i jestem niestety trochę zepsuty tymi cudami natury. Nie przeszkadza mi to oczywiście cieszyć się i przeżywać radości, nawet, gdy piękno okazuje się nie takie znów nadzwyczajne. Niektórzy wydają po prostu jęki zachwytu, gdy widzą palmę kokosową i łachę żółtego piasku. Tym razem musiałem przyznać rację entuzjastom wyspy.
Położenie Palawanu
Przyjrzyjmy się bliżej mapie. Palawan to jedna z ponad siedmiu tysięcy wysp filipińskich, choć w tej ogromnej liczbie bierze się pod uwagę wystające z wody skałki. Kraj tworzy przede wszystkim jedenaście dużych wysp i Palawan jest w tym zestawieniu numerem pięć. Długi na 450 km i wąski skrawek lądu odbiega od głównego archipelagu na południowy zachód, jak gdyby do niego nie przystając.
Palawan też nie przystaje do reszty Filipin pod względem geologicznym, która jest pochodzenia wulkanicznego. Jest bowiem częścią lądu, konkretnie Płyty Euroazjatyckiej. Spotkamy tu bardzo stare skały, a także wapienie nadające wyspie malowniczości i biel piaszczystym plażom.
Puerto Princessa, stolica Palawanu
Większość osób przylatuje na największe lotnisko w stolicy wyspy o pięknie brzmiącej nazwie Puerto Princessa. Nie wiadomo o jaką księżniczkę chodziło Hiszpanom, gdy nadawali tę nazwę, być może po prostu była to tylko księżniczka pośród portów, jeśli chodzi o samo miejsce. Innym mniejszym ale popularnym lotniskiem jest położone na północy El Nido. Mało kto jeździ na południe wyspy, być może jest to błąd. Jak większość postanowiliśmy spędzić wakacje na Palawanie w jego środkowej i północnej części, czyli typowo turystycznych miejscach.
Po wylądowaniu w Puerto Princessa spędziliśmy chwilę w tym miasteczku. Jest to łatwe, gdyż lotnisko znajduje się niemal w samym jej centrum. Stolica Palawanu sprawia wrażenie dosyć biednej i chaotycznej mieściny, jakich tysiące zobaczymy w Azji. Wyróżniającą się budowlą jest neogotycka katedra Niepokalanego Poczęcia. Ulice były przystrojone, gdyż następnego dnia przypadało właśnie święto Niepokalanego Poczęcia i z tej okazji urządzano wielką procesję.
Przed katedrą stoi nieco kiczowaty pomnik Jose Rizala. Była to bardzo ciekawa postać. Jego życie przypadło na XIX wiek, schyłek hiszpańskiej kolonizacji Filipin. Swoje piękne utwory pisał po hiszpańsku, znał siedem języków, studiował na uniwersytetach europejskich. Rizal nie domagał się nawet niepodległości Filipin, pragnął jedynie równego traktowania i możliwości kształcenia dla Filipińczyków. Opowiadał się za metodami pokojowymi. Pomimo tego Hiszpanie po sfingowanym, pokazowym procesie oskarżyli go o bunt i rozstrzelali. Jego śmierć przyczyniła się do nasilenia oporu wobec okupantów i uzyskania niepodległości. Przy okazji mała dygresja, innym bohaterem filipińskim stawianym na cokołach jest wódz wyspy Mactan o imieniu Lapu Lapu żyjący ponad 300 lat przed Rizalem. O Lapu Lapu niewiele wiadomo. Właściwie tylko tyle, że zabił wodza pierwszych najeźdźców wysłanych przez króla Hiszpanii. Był nim niejaki Ferdynand Magellan.
Przy katedrze znajduje się miejsce poświęcone masakrze z czasów wojny. Japończycy spalili tu żywcem w dołach 150 amerykańskich jeńców wojennych. Dowódca Japończyków generał Tomoyuki Yamashita został skazany na śmierć za liczne zbrodnie wojenne, choć podobnie, jak jego niemieccy i austriaccy koledzy po fachu „o niczym nie wiedział”, jak próbowała dowieść obrona.
Sabang Beach
Nie będę upajał się słowami zachwytu nad pięknem Palawanu, wystarczy popatrzeć na zdjęcia. Pierwszą część pobytu spędziliśmy przy pięknej Sabang Beach, jednej ze słynniejszych plaż. Biały piasek, ciepła i bezpieczna do kąpania woda, szelest palm kokosowych i piękne kolory. Nie ma tu wielkich hoteli, plaża jest czasem niemal pusta. Znajdziemy jednak bez problemu dobre jedzonko i kolorowe drinki.
Mieszkaliśmy pięknie przy samej plaży. Taki widok miałem, gdy o poranku wychodziłem z naszego domku:
Będąc przy Sabang Beach warto pokusić się o spacer brzegiem na północ. Po drodze miniemy naturalne jacuzzi, jak nazwaliśmy skalną wannę zasilaną podczas przypływu falami, które masowały nam plecy. Idealne miejsce na romantyczny wieczór we dwoje pod rozświetlonym gwiazdami niebem. Po niezbyt długim spacerze trafimy do pięknej zatoczki, do której uchodzi niewielka rzeka. Miejscowi oferują tak krótki rejs między namorzynami.
Park Narodowy Rzeki Podziemnej
Atrakcją jest znajdujący się w jej sąsiedztwie Park Narodowy Rzeki Podziemnej. Miejsce to trafiło na listę Siedmiu Nowych Cudów Świata (Natury), którą przygotowała jedna ze szwajcarskich fundacji. Rzeka Podziemna w światowym głosowaniu internetowym pokonała w finale m.in. nasze Mazury.
Rzeka Podziemna płynie przez jaskinię ponad osiem kilometrów. Turyści mogą przepłynąć łodziami jedynie półtora kilometra aż do gigantycznej komory o wysokości 80 metrów. Jest to ponoć jedna z największych na świecie komór jaskiniowych. Przewodnik po drodze podświetla formy naciekowe sugerując trafnie skojarzenia z postaciami biblijnymi i warzywami. Rzeczywiście podobieństwo czasem jest wprost uderzające. Zwiedzanie rzeki podziemnej możliwe jest tylko w sposób zorganizowany, a rejs nią zaczyna się przy pięknej zatoczce, gdzie wpływa ona do morza.
El Nido
Prawdziwą perełką Palawanu jest jednak północ wyspy, rejon El Nido. Samo miasteczko to typowa backpackerska miejscowość. Można tu dobrze zjeść, napić się i zażyć wielu innych rozrywek. Tu zaczynają się wycieczki po okolicznych skalistych wysepkach, bajkowych zatoczkach, ukrytych plażach i najciekawszych miejscach do snorkelingu. Wycieczki są zwyczajowo podzielone na trasy A, B, C i D. Nie ma możliwości odejścia od tego schematu. My zrobiliśmy trasę A wymagającą pływania kajakiem w kapitalnej lagunie oraz wycieczkę C. Na niej znalazły się zapierające dech w piersi miejsca takie jak Hidden Beach, czy Secret Beach.
Na wycieczki płyniemy z miasteczka El Nido trimaranami takimi, jak na zdjęciu poniżej. Aby wsiąść na łódź, trzeba z plaży wejść do wody, najczęściej powyżej pasa. Jeśli ktoś nie ma sprzętu do snorkelingu należy go wypożyczyć wcześniej.
Ja zamówiłem dla nas nieco bardziej wypasioną wersję, z górnym pokładem widokowym. To świetna opcja, gdyż z tego pokładu łatwo robić zdjęcia, a widoki zachwycają.
Można sobie wyobrazić naszą radość, gdy byliśmy na Hidden Beach niemal sami i nagle jak na zamówienie wyłonił się kajak lokalsa, który sprzedał nam kokosy, do których dolał rumu. Dużo rumu. Chyba tak wygląda raj.
Temperatura wody oscyluje wokół 30 stopni, nie doświadczyliśmy poczucia wychłodzenia nawet po wielogodzinnych kąpielach i snorklowaniu. A propos tego ostatniego, rafy nie wydawały mi się szczególnie atrakcyjne, choć jest tu sporo ciekawych, kolorowych ryb.
Podczas wycieczek po EL Nido zamówiliśmy lunch. Był fantastyczny i jedliśmy w takich oto okolicznościach przyrody na małej, zacienionej plaży. Stół musiał popłynąć wcześniej na brzeg, a my za nim.
Na północy Palawanu, wciąż w rejonie El Nido czas spędzaliśmy beztrosko na innej plaży o nazwie Nacpan. Wprawdzie ustępowała naszej poprzedniej miejscówce, czyli Sabang Beach, nie było na co narzekać. Jak widać na zdjęciach tam też tłumów nie było…
Na Nacpan Beach w końcu poczuliśmy przesyt słońca i ciepła, to wspaniałe uczucie nieznane miłośnikom Bałtyku.
Jak przekonałem się, na ziemskim padole raj jednak nie istnieje. Na bajkowych plażach Palawanu grasują nik niks, czyli lokalne pchły piaskowe. Ich dokuczliwe ugryzienia mogą nieco zepsuć nam obraz raju. Jak akurat nie stosowałem żadnego repelentu i pomimo tego nic mnie nie pogryzło. Wyszedłem ze słusznego założenia, że złego diabli nie biorą.