Z Batumi do Tadżykistanu
W czasie pandemii można oczywiście planować, ale plany te są wyjątkowo kruche. Moim był lot z Batumi do Duszanbe z przesiadką w Stambule. Jednak Turkish Airlines skasował mi lot i zamiast podróży do Duszanbe, a następnie powrotu do Warszawy, zaproponowano mi lot do Stambułu. Tu moja podróż według linii lotniczej miała się skończyć i urwać niczym stare sznurowadło. Po dłuższych staraniach przelot z Batumi zamieniono mi w końcu na przelot z Tbilisi i chcąc nie chcąc muszę znów podróżować po Gruzji. Właśnie jadę z Batumi do Tbilisi.
Dziwne jest to Batumi. Byłem tu wiele razy i muszę przyznać, lubię to miasto, choć zupełnie nie wiem dlaczego. Może ta łatwość życia, gdy ma się w kieszeni odrobinę gotówki? Jeszcze nie pomyślisz, że coś chcesz, a już to masz. Nie irytuje mnie już, choć powinna, powszechna bylejakość, lenistwo facetów, wrażenie, że na każdych pasach chcą cię zabić kierowcy. Tak już jest. Takie jest Batumi.
Może zachwyciły mnie schodzące do morza wzgórza, gaje mandarynkowe otaczające miasto, bielejące wiosną śniegi w pobliskich górach? A może imponuje mi rozmach nowych inwestycji? Apartamentowce o pięknych kształtach rosną tu jak grzyby po deszczu, zasłaniają paskudne bloki z czasów komunistycznych, których jest tu mnóstwo. W tych blokowiskach toczy się jednak prawdziwe życie, biedne, ale rodzinne i na swój sposób szczęśliwe. Takie przynajmniej miałem wrażenie, gdy zagłębiałem się w te dzielnice.
Kamienista plaża Batumi nie jest ładna, nie możemy biegać tu boso, wygodnie spacerować. Głębokie przy brzegu morze też nie zachęca do bezpiecznej kąpieli. Z kolei dziesięciokilometrowy nadmorski bulwar wysadzany palmami może śmiało konkurować z Lazurowym Wybrzeżem. Mamy tu wspaniałą, szeroką drogę dla rowerów, miejsca do ćwiczeń, dużo ławek, fantastyczną zieleń i piękne palmy. Bulwar Batumi to miejsce zrobione z gustem, z myślą o ludziach i o przyszłości. Służy wszystkim za darmo.
Ja jednak najbardziej lubię w Batumi uliczki XIX wiecznego starego miasta zbudowanego w czasach carskich. Tu mam swoje ulubione knajpki, winiarnie i piekarnie. Stare Batumi jest fajne o każdej porze roku.
Pierwszy raz byłem w Batumi niedługo po upadku komunizmu. To był obraz nędzy i rozpaczy. Budynki bez szyb, jakieś zardzewiałe żelastwo na plaży, deptak straszył dziurami i śmieciami. Trudno uwierzyć, że tak wtedy wyglądało Batumi. Listopadowe dni wydawały się tu wyjątkowo ponure. Całonocna jazda pociągiem do Tbilisi kojarzy mi się do tej pory z brudnym, zimnym i ciemnym pociągiem.
A teraz jadę klimatyzowanym, czystym wagonem Georgian Railway. Inny świat, choć nie ma już tzw. „klimatów”. Przy okazji informacja z gatunku ekonomicznych, za niemal sześciogodzinną jazdę zapłaciłem niewiele ponad 30 zł. Podróże w Gruzji są rajem dla oszczędnych.
Cieszę się, że wziąłem ze sobą wodę i kupionego przed podróżą pierożka. Podczas długiej podróży w pociągu nie można nic kupić, a Gruzini pomimo ponoć legendarnej gościnności nie są skłonni do częstowania się nawzajem. Przy okazji wielu pobytów w Gruzji mogę nawet dobitnie powiedzieć, że gruzińska gościnność to bajka o dawnych czasach, podobnie zresztą jak polska gościnność.
Wolność gospodarcza i poszanowanie własności przyciąga inwestorów. O Batumi stworzonym na kształt Las Vegas śnił prezydent Micheil Saakaszwili, który promował miasto. Chciał, by stało się wizytówką Gruzji. Prezydenta już nie ma w kraju, ale Batumi wykonało potężny skok cywilizacyjny. Mogłem zaobserwować różnicę z anektowanym przez Rosję innym kurortem, Suchumi w okupowanej Abchazji. Panuje tam beznadziejność, dziadostwo i nie widać żadnych inwestycji. To specjalność Rosjan, zagarnianie nowych ziem i doprowadzanie ich do ruiny. Zastanawiam się, jaka to dziwna potrzeba tkwi w rosyjskiej duszy. Panowanie dla samego panowania i poczucia wielkości. Nie przyjmuję argumentu, że to tylko zły Putin a „zwykli” Rosjanie są dobrzy. Otóż właśnie tacy są w większości zwykli Rosjanie – imperialistyczni, zaborczy i nietolerancyjni. Putin trafił doskonale w ich potrzeby, jest ich emanacją.
Batumi kojarzy mi się ze smakami, choć może trzeba to rozciągnąć na całą Gruzję. Tu pomidor smakuje jak pomidor, dojrzewa na słońcu i rośnie w ogródku. Krowa pasie się na łące, kura szuka pożywienia na trawie, a ryba pływa w morzu lub rzece, a nie w stawie hodowlanym. Istną poezją smaków jest jesień, gdy dojrzewają winogrona, a warzywa i owoce kumulują aromat całego lata. Jeśli miałbym kiedyś zostać wegetarianinem, stanie się to w Batumi. Tak podają tu zupę pomidorową z pomidorów oczywiście, nie z przecieru:
Tymczasem słońce chyli się już ku zachodowi. Zielone krajobrazy przesuwają się za oknem pociągu, który niezbyt szybko, ale uparcie i bez żadnego przystanku zmierza do Tbilisi. A stamtąd wylecę już do Tadżykistanu.
Drogi Jacku, przywołałeś piękne wspomnienia z wspaniałej podróży po Gruzji. Zgadzam się z Twoimi refleksjami, fascynujący , pyszny kraj, byłby idealny gdyby mieszkańcom chciało się chcieć !
Ewa
Cześć Jacku, a ja pamiętam Batumi z czasów schyłku komunizmu. dla mnie była to wtedy egzotyka – palmy i herbaciane pola Batumi i Gruzini byli jeszcze gościnni, a nas Polaków podziwiali za Solidarność.
pozdrawiam
Bogdan