Spotkania z Batumi
Do Batumi trafiałem przy różnych okazjach i w różnym towarzystwie. Byłem tu wiele razy i muszę przyznać, że lubię to miasto, choć zupełnie nie wiem dlaczego. Dziwne jest to Batumi i właściwie nie wiem, skąd się bierze ta moja sympatia. Może ta łatwość życia, gdy ma się w kieszeni odrobinę gotówki? Jeszcze nie zdążysz pomyśleć, że czegoś chcesz, a już to masz. Nie irytuje mnie już, choć powinna, powszechna bylejakość, lenistwo facetów czy wrażenie, że na każdych pasach kierowcy chcą cię zabić. Nawet znoszę panoszących się tu Rosjan, z wypisaną na twarzach mieszaniną tępoty i buty. Tak już tu jest. Takie jest Batumi.
Nowoczesność kontra przeszłość
Może zachwyciły mnie schodzące do morza wzgórza, gaje mandarynkowe otaczające miasto, bielejące wiosną śniegi w pobliskich górach? A może imponuje mi rozmach nowych inwestycji? Apartamentowce o pięknych kształtach rosną tu jak grzyby po deszczu, zasłaniając paskudne bloki z czasów komunistycznych, których jest tu mnóstwo. W tych blokowiskach toczy się jednak prawdziwe życie – biedne, ale rodzinne i na swój sposób szczęśliwe. Takie przynajmniej miałem wrażenie, gdy zagłębiałem się w te dzielnice.
Kamienista plaża Batumi nie jest ładna, nie sposób biegać tu boso ani wygodnie spacerować. Głębokie morze tuż przy brzegu też nie zachęca do bezpiecznej kąpieli. Z kolei dziesięciokilometrowy nadmorski bulwar wysadzany palmami może śmiało konkurować z Lazurowym Wybrzeżem. Mamy tu wspaniałą, szeroką drogę dla rowerów, siłownie na świeżym powietrzu, dużo ławek, fantastyczną zieleń i piękne palmy. Bulwar Batumi to miejsce zrobione z gustem, z myślą o ludziach i o przyszłości. Służy wszystkim za darmo.
Ja jednak najbardziej lubię w Batumi uliczki XIX-wiecznego starego miasta, zbudowanego w czasach carskich. Tu mam swoje ulubione knajpki, winiarnie i piekarnie. Stare Batumi jest fajne o każdej porze roku.
Pociągiem do Batumi
Pierwszy raz byłem w Batumi niedługo po upadku komunizmu. To był obraz nędzy i rozpaczy. Budynki bez szyb, jakieś zardzewiałe żelastwo na plaży, a deptak straszył dziurami i śmieciami. Trudno uwierzyć, że tak wtedy wyglądało Batumi. Listopadowe dni wydawały się tu wyjątkowo ponure. Całonocna jazda pociągiem do Tbilisi kojarzy mi się do tej pory z brudnym, zimnym i ciemnym pociągiem.
A teraz jadę klimatyzowanym, czystym wagonem Georgian Railway. Inny świat, choć nie ma już tzw. „klimatów”. Podróże w Gruzji są tanie – istny raj dla oszczędnych.
Cieszę się, że wziąłem ze sobą wodę i kupionego przed podróżą pierożka. Podczas długiej podróży w pociągu nie można nic kupić, a Gruzini, pomimo ponoć mitycznej i mocno przereklamowanej gościnności, nie są skłonni do częstowania się nawzajem. Przy okazji wielu pobytów w Gruzji mogę nawet dobitnie powiedzieć, że gruzińska gościnność to bajka o dawnych czasach, podobnie zresztą jak polska gościnność.
Las Vegas Zakaukazia
Wolność gospodarcza i poszanowanie własności przyciąga inwestorów. Co więcej, o Batumi stworzonym na kształt Las Vegas śnił prezydent Micheil Saakaszwili, który promował miasto. Chciał, by stało się wizytówką Gruzji. Prezydent popadł w tarapaty, ale Batumi wykonało potężny skok cywilizacyjny. Natomiast mogłem zaobserwować różnicę z anektowanym przez Rosję innym kurortem – Suchumi w okupowanej Abchazji. Panuje tam beznadziejność, dziadostwo i nie widać żadnych inwestycji. To specjalność Rosjan – zagarnianie nowych ziem i doprowadzanie ich do ruiny. Zastanawiam się, jaka to dziwna potrzeba tkwi w rosyjskiej duszy. Panowanie dla samego panowania i poczucia wielkości. Nie przyjmuję argumentu, że to tylko zły Putin, a „zwykli” Rosjanie są dobrzy. Otóż właśnie tacy są w większości zwykli Rosjanie – imperialistyczni, zaborczy i nietolerancyjni. Putin trafił doskonale w ich potrzeby, jest ich emanacją.
Smaki Batumi
Batumi kojarzy mi się ze smakami, choć może należałoby to rozciągnąć na całą Gruzję. Tu pomidor smakuje jak pomidor, bo dojrzewa na słońcu i rośnie w ogródku. Krowa pasie się na łące, kura szuka pożywienia na podwórku, a ryba pływa w morzu lub rzece, nie w stawie hodowlanym. Istną poezją smaków jest jesień, gdy dojrzewają winogrona, a warzywa i owoce kumulują aromat całego lata. Jeśli miałbym kiedyś zostać wegetarianinem, stanie się to w Batumi. Tutaj zupa pomidorowa jest pięknie podawana i powstaje z prawdziwych pomidorów, a nie z przecieru.
Tymczasem słońce chyli się już ku zachodowi. Zielone krajobrazy przesuwają się za oknem pociągu, który niezbyt szybko, ale uparcie i bez żadnego przystanku zmierza do Tbilisi. A stamtąd wylecę już do Tadżykistanu.
Drogi Jacku, przywołałeś piękne wspomnienia z wspaniałej podróży po Gruzji. Zgadzam się z Twoimi refleksjami, fascynujący , pyszny kraj, byłby idealny gdyby mieszkańcom chciało się chcieć !
Ewa
Cześć Jacku, a ja pamiętam Batumi z czasów schyłku komunizmu. dla mnie była to wtedy egzotyka – palmy i herbaciane pola Batumi i Gruzini byli jeszcze gościnni, a nas Polaków podziwiali za Solidarność.
pozdrawiam
Bogdan