Przejdź do treści

Co zwiedzić na Sycylii?

Sycylia podczas pandemii

Dziwny jest ten nasz pandemiczny wyjazd, ale ma też swój urok. Chodzimy pustymi ulicami najpiękniejszych miast Sycylii i czujemy się jak przybysze z innej planety. Wędrując po Syrakuzach, widzieliśmy starsze kobiety, które na nasz widok uciekały z ulicy do bram swoich domów, jakby zobaczyły trędowatych. Nie ma stolików na ulicach i placach, nie słychać gwaru kawiarnianego tak charakterystycznego dla Włoch. Czy możecie uwierzyć, że w środku pięknego dnia ulica w Taorminie jest niemal pusta? A jednak…

Taormina. Fot. Jacek Torbicz.

Kolejną dobrą stroną pandemicznego podróżowania jest łatwość zaparkowania samochodu. Nigdzie nie ma z tym problemów i nikt nie pobiera opłat. Muzea oraz galerie są nieczynne, więc nie muszę ulegać mojej towarzyszce podróży i spędzać w nich czasu. Nie jestem tym zasmucony – choć odrobinę muszę udawać zawiedzionego.

Fot. Jacek Torbicz.

Napiszę teraz, co zobaczyliśmy w ciągu kilku dni poza opisaną już Etną, Acireale i Katanią (która nas, niestety, nie zachwyciła). Nasza trasa była raczej dziełem przypadku niż szczegółowego planowania, choć sporo zawdzięczamy również przyjaciółce z Krakowa – wielkiej miłośniczce Sycylii. Mam nadzieję, że poniższe informacje przydadzą się wam w formie małego miniprzewodnika.

Samochodem po Sycylii

Na początek kilka wskazówek dla zmotoryzowanych. Kobieta w wypożyczalni samochodów namówiła nas na małe auto i miała rację. Dzięki temu mogliśmy wjeżdżać do sycylijskich miasteczek, gdzie uliczki są naprawdę wąskie – dużym samochodem nie byłoby na to szans. Nawet nasz mini cooper czasem ledwo się mieścił.

Fot. Jacek Torbicz.

Drogi są często dziurawe, zwłaszcza te boczne. Całe pasy autostrad i wiele wiaduktów wyłączono z ruchu, a ustawione znaki informują o robotach drogowych. Nie widzieliśmy jednak ani robotników, ani maszyn – praktycznie nic się nie remontuje, co świadczy o pewnej stagnacji w kraju.

Na niemal pustych szosach obowiązuje mnóstwo radykalnych ograniczeń prędkości, ale nikt się do nich nie stosuje. Gdy próbowałem jechać zgodnie z przepisami, po chwili miałem na zderzaku zniecierpliwionego kierowcę. Już drugiego dnia dałem spokój i zacząłem jeździć tak jak miejscowi – 110 km/h przy ograniczeniu do 50 to tu standard, a policji z radarem nie widziałem ani razu. Zwalniałem tylko w sytuacjach, które wyraźnie tego wymagały.

Fot. Jacek Torbicz.

Taormina

Nikogo nie zdziwi, że pierwsze kroki skierowaliśmy do słynnej Taorminy – uroczego miasteczka z dobrze zachowanym antycznym teatrem. To była świetna decyzja, bo niedługo potem zarówno Taormina, jak i inne turystyczne obiekty zostały zamknięte.

Teatr zasłużenie uchodzi za punkt obowiązkowy zwiedzania Sycylii. Ma grubo ponad dwa tysiące lat, a wciąż możemy podziwiać zarówno sam amfiteatr, jak i zabudowania dla aktorów. Gdy tam dotarliśmy, było zaledwie kilkoro zwiedzających, więc zrobienie zdjęcia bez turystów nie stanowiło żadnego problemu.

Taormina. Fot. Jacek Torbicz.

Przewodniki podają, że to teatr grecki, choć ściślej należałoby powiedzieć, że został zbudowany na wzór teatru greckiego. Grecy zakładali na Sycylii wiele kolonii, a miasta te przetrwały do dziś. Rzymianie rozbudowali teatr, o czym świadczą charakterystyczne cegły. Za ich panowania scena przestała być miejscem wzniosłej sztuki – stała się areną walk gladiatorów i innych krwawych widowisk.

Architekt tego miejsca musiał być prawdziwym geniuszem. Widzowie siedzący w wyższych rzędach widzieli nad sceną dymiącą Etnę, co do dziś robi niesamowite wrażenie. Nam akurat wulkan przysłoniła chmura, ale przy powiększeniu zdjęcia można ją wypatrzeć w oddali.

Fot. Jacek Torbicz.

Wzruszające jest, że wciąż po 2300 latach odbywają się tu koncerty i przedstawienia, a widzowie zasiadają na tych samych kamiennych stopniach, co starożytni obywatele miasta.

Etna

O tym, jak zbliżyć się do najwyższej góry Sycylii przeczytacie tutaj.

Castelmola

To miasteczko malowniczo wznosi się na skałach tuż nad Taorminą. Oczywiście i tutaj było pusto – na dużym parkingu praktycznie nie zauważyliśmy samochodów. W całym miasteczku spotkaliśmy jedynie kilku turystów. Spacer dostarczył nam wspaniałych wrażeń estetycznych: w dole majaczyła dymiąca Etna, wąskie uliczki zachęcały do krętych wędrówek, a z oddali dobiegał dźwięk bijących dzwonów.

Castelmola. Fot. Jacek Torbicz.

Castelmola. Fot. Jacek Torbicz.

Miejsce to ma bogatą historię, której jednak tu nie będę przybliżać. W trakcie spaceru weszliśmy na kawę – jedną z ostatnich przed wprowadzeniem lockdownu. Przez przypadek trafiliśmy do słynnego baru „Turrisi”, z którego rozciąga się piękny widok na katedrę i niewielki plac św. Mikołaja.

Castelmola. Fot. Jacek Torbicz.

To jednak nie panorama, a wystrój wnętrza zapewnił temu barowi rozgłos. W bogato zdobionych salach roi się od… penisów. Lampy z penisową podstawką, klamki, a nawet krany w kształcie fallusów. Gdziekolwiek nie spojrzeć, można dostrzec kolejny – duży, mały, drewniany czy metalowy. Muszę przyznać, że czegoś takiego wcześniej nie widziałem. Falliczne dekoracje absolutnie dominują wystrój, przez co trudno skupić się nawet na pięknych widokach za oknem. Cóż, specyficzny marketing lub po prostu projekcja zainteresowań właściciela (albo właścicielki?).

Fot. Jacek Torbicz.

Fot. Jacek Torbicz.

Syrakuzy

Pod żadnym pozorem nie omijajcie tego portowego miasta, które w starożytności było ważnym ośrodkiem greckim, a potem rzymskim. Stara część Syrakuz leży na wyspie Ortigia, połączonej z lądem mostem. Po zaparkowaniu samochodu bez trudu obejdziecie ją pieszo. A jest co oglądać: piękne place, kościoły, pałace i zamek położony na samym cyplu wyspy.

Syrakuzy. Fot. Jacek Torbicz.

To miasto rodzinne Archimedesa, jednego z najwybitniejszych uczonych starożytności. To właśnie ulicami Syrakuz biegł całkiem nagi po wyjściu z wanny, wołając „Eureka! Eureka!”. Niestety, Rzymianie zabili go po zdobyciu miasta.

Rzymianie w okrutny sposób zamordowali też inną słynną mieszkankę Syrakuz – 23-letnią Łucję, późniejszą świętą. W kościele pod jej wezwaniem można zobaczyć genialny obraz Caravaggia „Pogrzeb św. Łucji”, choć podczas naszego pobytu nie był on dostępny dla zwiedzających.

Jak na czasy pandemii, ulice Syrakuz były dość gwarne – ładna pogoda i niedziela zachęciły Włochów do wyjścia z domów. Na zdjęciach widać piękną fontannę związaną z Dianą i pewną legendą oraz Plac Katedralny.

Syrakuzy. Fot. Jacek Torbicz.

Syrakuzy. Fot. Jacek Torbicz.

Nieliczne restauracje serwowały posiłki na wynos, więc skorzystaliśmy z okazji i spróbowaliśmy pesce spada, czyli bardzo popularnej na Sycylii ryby-miecza. Obiad zjedliśmy na ławce. Muszę przyznać, że żadne z sycylijskich dań nie wywołało u mnie „kulinarnego orgazmu”.

Noto

Noto było ważnym miastem od czasów starożytnych aż do roku 1693, gdy potężne trzęsienie ziemi niemal całkowicie je zniszczyło, zabijając połowę mieszkańców. Ruiny starego Noto można zobaczyć w okolicach dzisiejszego miasta. Samo dzisiejsze Noto to architektoniczny cud wpisany na listę UNESCO. Po tamtej katastrofie zostało odbudowane od podstaw w pięknym, barokowym stylu, co świadczy o ówczesnej świetności Sycylii.

Noto. Fot. Jacek Torbicz.

Przed katedrą w Noto wspaniały, polski akcent. Stoi tu kilkanaście rzeźb Igora Mitoraja, niektóre z nich pamiętamy z Rynku w Krakowie.

Noto. Fot. Jacek Torbicz.

Noto. Fot. Jacek Torbicz.

Noto. Fot. Jacek Torbicz.

Noto. Fot. Jacek Torbicz.

Enna

To niezwykłe miasteczko wypatrzyliśmy już z samolotu i długo próbowaliśmy ustalić, co to za miejsce. Napotkani Włosi nie byli w stanie go zidentyfikować, ale w końcu dowiedzieliśmy się, że to Enna.

Enna. Fot. Jacek Torbicz.

Enna położona jest wysoko na górskich grzbietach, które przecinają się w kształcie krzyża. Widoki są tu zachwycające: wąskie uliczki, przepiękne panoramy, cudowne zachody i wschody słońca oraz malownicze ruiny potężnego zamku na samym szczycie. Jeśli się tu wybieracie, warto zostać na noc – Enna leży na wysokości prawie tysiąca metrów n.p.m. i jest znacznie chłodniejsza niż nadmorskie części wyspy. Z Enny widać także miasteczko Calascibetta, do którego jednak nie dotarliśmy.

Enna. Fot. Jacek Torbicz.

Segesta

Przyjechaliśmy tu, by zobaczyć najpiękniejszą, świetnie zachowaną (choć nigdy nieukończoną) grecką świątynię oraz amfiteatr. Niestety, zderzyliśmy się z pandemicznym lockdownem – cały teren został ogrodzony i zamknięty. Świątynię udało się nam tylko dostrzec z daleka, a amfiteatru w ogóle nie zobaczyliśmy.

Segesta. Fot. Jacek Torbicz.

Corleone

Znawcy Sycylii odradzali nam wizytę w tym miejscu i mieli rację. Jednak magia „Ojca Chrzestnego” sprawiła, że musieliśmy tu przyjechać, tracąc tym samym szansę na zobaczenie innych, z pewnością piękniejszych zakątków wyspy.

Fot. Jacek Torbicz.

Podróż od północy odbywała się koszmarnie dziurawymi drogami i trwała bardzo długo. Corleone wygląda dość biednie, a w czasie pandemii życie na ulicach niemal zamarło. Nieliczne kobiety, które mijały nas na ulicy, były ubrane na czarno – zupełnie jak je pamiętam z filmu „Ojciec Chrzestny”.

Corleone. Fot. Jacek Torbicz.

Muzeum Antymafijne, które chciałem odwiedzić, było zamknięte na głucho. Jego celem jest obalenie mitu „dobrej mafii” – i słusznie. Mimo romantycznego wizerunku, który może wywoływać książka i film, mafia to organizacja przestępcza przynosząca uczciwym ludziom wiele nieszczęścia.

Próbowaliśmy porozmawiać z kilkoma osobami stojącymi przed barem (serwowano kawę na wynos), jednak mieszkańcy nie byli zbyt otwarci. Nie wyglądali przy tym na gangsterów – raczej na znużonych, ubogich ludzi bez perspektyw. Świetność Corleone już dawno przeminęła.

Biorąc pod uwagę, że żadna scena z „Ojca Chrzestnego” nie była tu kręcona, odwiedziny w Corleone można uznać za mało racjonalne. Ale zaspokoiliśmy swoją ciekawość. Przecież nie zawsze musimy podróżować w sposób rozsądny.

Corleone. Fot. Jacek Torbicz.

San Vito lo Capo

Na północno-zachodni kraniec Sycylii wybraliśmy się zachęceni widokiem plaży przypominającej te karaibskie. Zapowiedź wysokich temperatur i błękitnego nieba przeważyła szalę. Po dłuższej jeździe dotarliśmy do San Vito.

Plaża faktycznie okazała się przepiękna (a widziałem ich już niemało). Udało się nam nawet popływać w morzu w listopadzie!

San Vito lo Capo. Fot. Jacek Torbicz.

San Vito lo Capo. Fot. Jacek Torbicz.

Większość hoteli była jednak zamknięta na cztery spusty. Znaleźliśmy nocleg w skromnym, ale czystym Bed & Breakfast o nazwie „Aloe”, choć oferował on tylko „bed” – bez „breakfast”.

San Vito bardzo mi się spodobało. Nie ma tu wielkich hoteli, a jednopiętrowe, jasne budynki nadają miejscowości przyjemny, prowincjonalny charakter. Nie znajdziecie tu eleganckich bulwarów ani ekskluzywnych butików. Punktów usługowych również jest niewiele – stacja benzynowa wygląda jak pojedynczy dystrybutor na ulicy i obdrapana budka. Sycylia potrafi zaskoczyć.

San Vito lo Capo. Fot. Jacek Torbicz.

W całym mieście znalazłem tylko dwa sklepy spożywcze. Wieczorem w zaledwie kilku miejscach można było dostać pizzę na wynos, a w ciągu dnia nawet to nie było szansy.

Słyszałem też, że San Vito lo Capo to dobre miejsce dla kite-surferów, choć widzieliśmy tylko jednego. Za to spotkaliśmy grupę młodych wspinaczy z Polski – ponoć okolice stwarzają doskonałe warunki do wspinaczki skałkowej. Jeśli chcecie to sprawdzić, spieszcie się, zanim „sycylijskie Karaiby” zapełnią się turystami.

San Vito lo Capo. Fot. Jacek Torbicz.

San Vito lo Capo. Fot. Jacek Torbicz.

I to wszystko w moim – niepełnym, ale pisanym na gorąco – miniprzewodniku z  podróży. Mam nadzieję, że przyda się wam choć w małym stopniu.

Buon viaggio!


Fot. Jacek Torbicz.

Fot. Jacek Torbicz.

 

Udostępnij artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Santo Antão i São Vicente

„Zieloność” Wysp Zielonego Przylądka Przed wyjazdem słyszałem, że Wyspy Zielonego Przylądka wcale nie są zielone. Turyści lądujący na popularnej, zabudowanej

Republika Tuvalu, okruch lądu na Pacyfiku

Tuvalu, najmniejsza republika świata Tuvalu jest najmniejszym państwem świata, jeśli chodzi o liczbę ludności (nie licząc Watykanu). Na 26 km²

Aszchabad, stolica Turkmenistanu.

Turkmenistan najłatwiej odwiedzić z wycieczką, gdyż wtedy szansa na otrzymanie wizy jest największa. W innych przypadkach ryzyko odmowy jest o