Dzisiaj moje myśli powędrowały na Madagaskar, w którym przez jakiś czas byłem dosłownie zakochany. Miłość przeszła, ale pozostała sympatia. Czyż nie powinien tak kończyć się każdy związek? Właśnie o tym kraju zacznę kolejną opowieść i obiecuję, że na jednym wpisie się nie skończy.
Madagaskar zwiedzałem kilkukrotnie – ze znajomymi, rodziną i różnymi grupami. Byłem na południu, północy, wschodzie i zachodzie tej wielkiej wyspy. Pierwszy raz trafiłem tam w latach dziewięćdziesiątych, gdy pojechaliśmy do Ambinanitelo, wsi, w której Arkady Fiedler mieszkał przed II wojną światową. Wtedy to była inna planeta: bez masowej turystyki, bez globalizacji, a przyroda nie była jeszcze aż tak zdewastowana. Ostatni raz na Madagaskarze byłem w lutym 2020 roku, gdy zaczynało się „covidowe” szaleństwo.
Targ bydła i kobiet
Na wyspie jest mnóstwo ciekawych miejsc, zjawisk i zwyczajów.
By zainteresować osoby czytające bloga, wspomnę o tym, co widzieliśmy w 2011 roku. Otóż byliśmy na targu bydła i kobiet – dosłownie tak to miejsce nazwali Malgasze. Tam można kupić dorodną krowę, ale też ładną żonę. Z góry przepraszam wszystkie oburzone kobiety i chcę wyraźnie zaznaczyć, że nie popieram pielęgnowania tego zwyczaju. Gdy się dowiedziałem, że taki targ jest w okolicy, w te pędy ruszyliśmy, aby go zobaczyć. Kałuże zagrodziły drogę naszemu busikowi, ale nie zrażeni, dalej poruszaliśmy się pieszo po kolana w wodzie. Gdy doszliśmy, targ już się kończył. Do sprzedania zostało jednak jeszcze sporo bydła i dwie kobiety. Kobietę na sprzedaż widać ubraną w specjalny, biały strój przeznaczony na ten dzień.
Opowieść o targu bydła i kobiet przytoczyłem po to, aby zainteresować was dalszym czytaniem tekstu.
Lemury
Oczywiście prędzej czy później musi paść słowo „lemur”.
Każdy na Madagaskarze powinien je zobaczyć – są w rezerwatach, czasem przy domach, na wpół oswojone lub nawet na uwięzi. Są rzeczywiście urocze. Ale lemur lemurowi nierówny, a gatunków jest dziesiątki (panują ogromne rozbieżności wśród systematyków co do ich liczby). Najmniejszy to lemurek myszaty, ważący około 60 g, oraz odkryty dopiero w 2005 roku mikrusek kasztanowaty o wadze 45 g. Z kolei największy, indri, to prawdziwy grubas, waży nawet do dziesięciu kilogramów. Według niektórych badaczy indri nie jest lemurem, ale nie wchodźmy w zawiłości systematyki. Dla mnie jest i już.
Indri widziałem w Parku Narodowym Perinet (Andasibe-Mantadia). Aktywne są o świcie, wtedy po lesie niesie się ich wycie przypominające odgłosy wilkołaków z horrorów. „Lemurum” oznacza po łacinie „duchy” i już wiecie, skąd taka nazwa. Trudno zrobić zdjęcie indri, bo zwykle żyją wysoko w koronach drzew, ale mnie się udało. Te fotografie pochodzą z epoki przed cyfrowej.
No to zaserwuję jeszcze jednego lemura. Zwierzątko sfotografowałem w tym roku, jest to lemur mokok. Samice tego gatunku są brązowe, a samce czarne – taka płciowa różnica to rzadkość w świecie przyrody.
Lemury te podchodziły do nas bardzo blisko, były przyzwyczajone do ludzi i dokarmiane. Jeśli chcecie mu się przyjrzeć bliżej, tak wygląda:
Madagaskar to ojczyzna kameleonów, ale o nich już nie będę pisać. Kameleonowi poniżej robiła zdjęcie Ewa, towarzyszka podróży.
Gorąca wieś Ambinanitelo
Pewne książki są niebezpieczne – człowiekowi po ich przeczytaniu zmienia się życie, a czasem popada on w obsesję. Może ktoś z was czytał „Gorącą wieś Ambinanitelo” Arkadego Fiedlera? Po lekturze wiedziałem, że muszę zobaczyć Madagaskar i tę wieś na własne oczy. Fiedler nie wybrał Ambinanitelo przypadkowo – w tym bowiem rejonie w XVIII wieku działał Maurycy Beniowski. Tu miał swoją „stolicę” i tu zginął w potyczce z Francuzami. Droga z Antananarywy do Ambinanitelo zajęła nam aż pięć dni. To przygoda, która warta jest oddzielnego wpisu.
Ale nie tylko chciałem być w Ambinanitelo – chciałem na Madagaskarze odnaleźć grób Maurycego Beniowskiego. Nie udało mi się to do dzisiaj.
Zanim ruszymy w podróż, muszę powiedzieć kilka słów o moich bohaterach.
Maurycy Beniowski
Życie Maurycego Beniowskiego zasługuje na całe tomy opracowań i długi serial, ale limit, który sobie tu określam to dziewięć zdań. Z pochodzenia był Węgrem, ale w młodości związał się z Rzeczpospolitą. Ślub wziął koło Krakowa, ponoć brał udział w walkach po stronie Konfederacji Barskiej i później podawał się już za Polaka. Potem było zesłanie do Rosji, ucieczka i kolejne zesłanie aż na Kamczatkę, XVIII wieczny prawdziwy koniec świata. Spektakularna ucieczka porwanym statkiem na Daleki Zanim ruszymy w podróż, muszę powiedzieć kilka słów o moich bohaterach.
Życie Maurycego Beniowskiego zasługuje na całe tomy opracowań i długi serial, ale tu mam limit dziewięciu zdań. Z pochodzenia był Węgrem, ale w młodości związał się z Rzeczpospolitą. Ślub wziął koło Krakowa, ponoć brał udział w walkach po stronie Konfederacji Barskiej i później podawał się już za Polaka. Potem było zesłanie do Rosji, ucieczka i kolejne zesłanie aż na Kamczatkę – XVIII-wieczny, prawdziwy koniec świata. Spektakularna ucieczka porwanym statkiem na Daleki Wschód do dziś kryje wiele tajemnic, a sam James Cook, płynący przez te wody znacznie później, nie krył podziwu dla Beniowskiego. Gdy w końcu na francuskim statku wracał do Europy, sława wyprzedziła go samego. Do Francji przybył w nimbie bohatera i trafił na dwór królewski. Podczas powrotnej podróży brzemienny w skutki okazał się postój na Île de France, czyli współczesnym Mauritiusie. Tam usłyszał o Madagaskarze i wyspa stała się jego obsesją oraz celem życia. Wkrótce dopiął swego – rozpoczął coś w rodzaju kolonizacji, najpierw pod patronatem Francji, a potem na własną rękę. Po wielu przygodach, wzlotach i upadkach jego niezwykłe życie zakończyła kula wystrzelona przez francuskiego kapitana. A jeśli chcecie wiedzieć o Beniowskim nieco więcej, możecie kliknąć na mój stary tekst tutaj.
Arkady Fiedler
Kilka zdań chciałbym poświęcić Arkademu Fiedlerowi, również związanemu z Madagaskarem. Wielkopolski podróżnik przebywał tam w latach 1937–1938. W Ambinanitelo lokalna społeczność przydzieliła mu żony – były to siostry. W „Gorącej wsi…” nie znajdziecie tego faktu, bo autor zmuszony był do ocenzurowania swoich przeżyć. Prawdę można przeczytać jedynie w unikatowej książce wydanej w małym nakładzie „Kobiety mojej młodości”. W życiorysie Fiedlera wzrusza mnie szczególnie to, co stało się w 1939 roku. Przebywał wtedy w raju, czyli na Polinezji Francuskiej. Gdy dowiedział się o wybuchu wojny, bez wahania zrobił wszystko, by dostać się do Europy i walczyć. Gdy wsiadał na statek na Tahiti, był osamotniony w swojej podróży – Francuzi tłumnie przemieszczali się w odwrotnym kierunku – a on porzucił raj bez wahania, by walczyć za kraj. „Madagaskar, okrutny czarodziej”, „Dywizjon 303”, „Kobiety mej młodości”… sięgnijcie kiedyś po jedną z jego książek. Na zdjęciu autor na okładce jednej z publikacji.
Antananarywa, czyli Tana
Podróż po Madagaskarze zwykle zaczyna się w Antananarywie.
Na przestrzeni lat stolica zmieniła się na gorsze. Z miasta biednego, ale przyjaznego – jakim była w latach dziewięćdziesiątych – Tana (jak potocznie się ją nazywa) stała się niebezpieczna i bandycka. Oczywiście pierwsze moje kroki skierowałem na ulicę… no domyślacie się chyba jaką. Podoba mi się francuskie określenie jego postaci – „człowiek przygody”.
Nad miastem góruje pałac okrutnej XIX-wiecznej królowej Madagaskaru, Ranavalony I. Gdy byłem pierwszy raz w Tanie, pałac był tylko szkieletem, bo całe wnętrze spłonęło wcześniej.
Ranavalona I
Ranavalona wywodziła się z plemienia Merina, które zamieszkuje centralną część wyspy i od wieków rządzi krajem. Królowa nazywana jest „okrutną” – ma na swoim koncie mnóstwo wydanych wyroków śmierci, prześladowań rodziny, innych plemion i chrześcijan. Często przytacza się straszne historie: chrześcijanie wisieli na linach na skale pod jej pałacem i byli odcinani jeden po drugim, nie chcąc wyrzec się wiary. Okrutna była.
A jednak Ranavalona I przez długie lata rządów zdołała oprzeć się kolonizacyjnym zakusom Brytyjczyków i obronić niepodległość przed Francuzami. Moim zdaniem Brytyjczycy i Francuzi stworzyli jej szczególnie zły PR – dziś byśmy tak to nazwali – z wściekłości, że nie udało im się podporządkować Madagaskaru. O okrucieństwach francuskich i brytyjskich w ich własnych koloniach, a także o strasznym handlu niewolnikami, można napisać całe tomy. Jednak wciąż jeden z nich to „gentleman”, a drugi „monsieur”, i jakoś cicho o ich przewinach. Ranavalona I rządziła aż 33 lata, do samej śmierci, zmarła w swoim łóżku z przyczyn naturalnych, w podeszłym wieku. To rzadkość wśród władców Madagaskaru.
Dziś Madagaskar stał się popularnym celem podróży oraz wycieczek zorganizowanych.
Na należącą do kraju wyspę Nosy Be latają już samoloty czarterowe. Niestety wyspa zmieniła się na gorsze, a dla mnie wizyta w tym kraju po latach była raczej smutnym doświadczeniem. Komercja wkroczyła wraz z potworną dewastacją przyrody, a mieszkańcy wyspy wciąż żyją w biedzie. Chyba wciąż nikt nie ma pomysłu na Madagaskar.
Pamiętam kameleony, lemury, wspaniałego księdza z Antananariwy i twoje opowiesci o pani Ranawalona…szczegolnie jej imie ?
Wspanialy wyjazd.
O! Bardzo jestem ciekawa ciągu dalszego, bo w Twojej wyprawie do Ambinanitello też brałam udział. Z przyjemnością czytam wszystkie rozdziały tego bloga. I czekam na kolejne.
O tak, to była niezapomniana wyprawa. No i niezapomniane towarzystwo – przyjaźnie na całe życie.
Bardzo ładny i ciekawy tekst. Wiem o Twojej fascynacji Madagaskarem i Beniowskim od 20+ lat. Choć do dziś nie znałem szczegółów.
Pamiętasz naszą – bardziej Twoją rozmowę z Kaczmarskim, by napisał choć piosenkę o Beniowskim? (Choć padło coś o całym programie!) Kontaktował się z Tobą w tej sprawie? Bo to, że nie napisał, to chyba wiem…
Swoją drogą, chyba sprawiliśmy mu przyjemność, wspominając, w jakich krajach świata śpiewaliśmy jego piosenki. A był to bodaj 1999 rok. Dorian (link) Ty miałeś najlepszy kontakt – pamiętasz?
Dzięki za ocenę tekstu. Kaczmarski niestety nie zdążył napisać. Bogdan, może Tobie się uda? Na FB pytałeś o ślub Beniowskiego. Według jednego historyka ożenił się koło Krakowa we wsi Wielkanoc, gdzie był kościół luterański. Jego żona, Anna Zuzanna, pochodziła ze Spiskiej Soboty.
ciekawe! co prawda ktoś mówił, że Okrutna nie umarła śmiercią naturalną, przyczynił się do tego jej syn (?) ale kto tam wie. Bardzo wspominam moje dwa pobyty, coś tam zwiedziłam, a znajomość francuskiego bardzo mi pomogła. Też uczestniczyć w famadihanach. Ubóstwiam tradycje – nawet takie! Pozdrawiam Grazyna (www.podrozemojapasja.com)
Pewnie nikt już nie wyjaśni jak umarła, jednak Ranavalona miała ok. 79 lat, w tamtych czasach na Madagaskarze to tak jak dzisiaj 110…
Od ponad 24 lat razem z Marylą mieliśmy wiele okazji słuchać Twoich opowieści. Zawsze opowiadałeś bardzo ciekawie i barwnie. Również bardzo ciekawie zaczęła się Twoja opowieść o Madagaskarze, na którym byliśmy razem w lutym tego roku. Z przyjemnością przeczytałem Twój „stary tekst”. Jakiś czas temu, marząc o zwiedzeniu Madagaskaru zacząłem czytać książkę o tej wyspie (autora nie pamiętam), ale mnie znudziła. Być może teraz będzie mi łatwiej ją dokończyć. Natomiast chętnie sięgnę po wspomniane przez Ciebie książki o Madagaskarze Arkadego Fidlera, którego zawsze lubiłem czytać. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.