Skip to content

Serengeti, seks i słoń w toalecie

Tanzania – nie tylko Serengeti

Dziś policzyłem, ile razy odwiedziłem ten piękny kraj. Okazało się, że aż jedenaście. W żadnym innym afrykańskim państwie nie byłem tak wiele razy. A mimo to ciągle czuję niedosyt!

Tanzania – prawie milion kilometrów kwadratowych wspaniałej sawanny, pełnej dzikich zwierząt, wielkich jezior, ciekawych plemion, najwyższej góry Afryki oraz turystycznego już Zanzibaru. Jednak moje podróże wykraczały poza znane atrakcje, takie jak Park Narodowy Serengeti, Krater Ngorongoro czy wspinaczka na Kilimandżaro.

Płynąłem promem przez Jezioro Wiktorii, przyglądałem się swojemu odbiciu w tafli Jeziora Tanganika, podróżowałem pociągiem pamiętającym czasy kolonialne i próbowałem nadążyć za myśliwymi z plemienia Hadzabe, kiedy polowali. Polowali, aby przetrwać, nie dla niezrozumiałej dla mnie przyjemności zabijania zwierząt.

Od bardzo dawna do Tanzanii jeżdżą grupy turystów naszego biura.

Są to ulubione wycieczki, zarówno dla uczestników, jak i ich pilotów.

 

Zebry od strony zadniej. Fot. Jacek Torbicz.

 

Żyrafa masajska. Fot. Jacek Torbicz.

Zabiorę was w podróż po tym pięknym kraju. Moja pierwsza wyprawa do Tanzanii zaczęła się w Nairobi, stolicy Kenii. To właśnie tam najlepiej przylecieć, ponieważ bilety do Nairobi są zwykle najtańsze. Dodatkowo, Park Narodowy Serengeti i Ngorongoro są bliżej stamtąd niż z Zanzibaru czy Dar es Salaam.

Jeśli ktoś nie chce podróżować przez Kenię, można wybrać bezpośredni lot na międzynarodowe lotnisko Kilimanjaro. Po wylądowaniu jesteśmy już praktycznie na miejscu. Tak właśnie wygląda Kilimandżaro przed lądowaniem – to zdjęcie zrobiłem z pokładu Qatar Airways.

A przy okazji, jeśli planujecie wspinaczkę na tę majestatyczną górę, tutaj opowiedziałem, jak to zrobić – koniecznie zajrzyjcie!

Kilimandżaro. Fot. Jacek Torbicz.

Park Narodowy Serengeti

Zacznijmy zatem od Serengeti i Ngorongoro. Śmiało mogę powiedzieć, że nigdzie indziej na świecie nie zobaczycie tylu dzikich ssaków w jednym miejscu, otoczonych tak niesamowitą scenerią. Znaczna wysokość nad poziomem morza sprawia, że panuje tu przyjemna, umiarkowana temperatura. Klimat przypomina wieczną wiosnę, która w południe przechodzi w nasze lato.

A ten ogrom! Powierzchnia Parku Narodowego Serengeti i sąsiednich obszarów chronionych jest większa niż cała Słowenia. To jakby cały kraj oddany dzikim zwierzętom – coś niewyobrażalnego!

Słonie w Ngorongoro. Fot. Jacek Torbicz.

Jeśli wybierzecie się w ten rejon Tanzanii, zadbajcie o to, by na samo safari przeznaczyć co najmniej cztery do pięciu dni. Tyle czasu pozwoli wam na spokojną obserwację przyrody, a także na szansę zobaczenia najważniejszych gatunków zwierząt i ciekawych sytuacji w ich naturalnym środowisku.

Koniecznie musicie zobaczyć wielkie stada antylop gnu, którym towarzyszą zebry. Warto jednak pamiętać, że trzeba dobrze wybrać rejon safari w zależności od pory roku. Stado, które widzicie na zdjęciu (w tle jedno z naszych aut „przedzierające” się przez zwierzęta), według naszego kierowcy liczyło ponad sto tysięcy osobników. Przejeżdżaliśmy przez nie ponad godzinę!

Antylopy gnu i zebry w Parku Narodowym Serengeti. Fot. Jacek Torbicz.

Safari i zwierzęcy seks

Słowo „safari” w języku suahili oznacza po prostu „podróż”. Biali koloniści przejęli to słowo i zaczęli używać go do opisywania swoich wypraw myśliwskich. Dziś kojarzy się nam przede wszystkim z obserwacją dzikiej zwierzyny w Afryce.

Safari to w pewnym sensie czajenie się na ciekawe sytuacje. Chcemy zobaczyć polowanie, tylko wtedy kibicujemy ofierze, aby uciekła, choć wiemy, że drapieżnik też musi coś zjeść, by przeżyć. Kiedy jednak ofiara nie ucieknie, widok często przestaje być przyjemny. Pamiętam scenę, kiedy szakale czekały na urodzenie małego gnu, jego tragiczny koniec i desperackie, ale bezowocne próby matki, aby go ocalić.

Innym razem można być świadkiem zwierzęcej kopulacji. W ludzkim języku „zwierzęcy seks” ma zwykle pozytywne konotacje. Jest dziki, namiętny, udany i zwykle długi. Tymczasem w Afryce często widywałem kopulacje słoni, lwów czy innych zwierząt, które były zawsze krótkie. Paradoksalnie, taki „zwierzęcy seks” między ludźmi nie miałby w sobie nic z dzikiej namiętności. Samiec, po krótkim momencie dochodzi i jest już po wszystkim. Oto zdjęcie, które zrobiłem bezwstydnym zebrom w takim właśnie momencie:

Akt miłosny zebr. Fot. Jacek Torbicz.

Dużo emocji przynosi poszukiwanie dzikich kotów. W Serengeti za każdym razem znajdowaliśmy lwy, choć o samca trudniej, niż o samice.

Lwy w Serengeti. Fot. Jacek Torbicz.

Seks lwów

Radzę cierpliwie obserwować zwierzęta, nie śpieszyć się, czytać sawannę, niczym książkę. Gdy zobaczymy lwa i jego samicę wylegujących się koło siebie, jest niemal pewne, że wkrótce będzie można podglądnąć seks lwów. Zwierzętom jest to zupełnie obojętne, czy na nie patrzymy, a my mamy wiele frajdy z tego podglądania.

Pamiętam sytuację, kiedy czekaliśmy przy parze lwów odpoczywających podczas godów już prawie pół godziny. Inni uczestnicy safari zaczynali tracić cierpliwość i chcieli jechać dalej, ale ja, wraz z koleżanką postanowiliśmy poczekać. Wiedziałem, że lwy robią „to” bardzo często, choć krótko. Można natomiast pozazdrościć im częstotliwości, mają ponad dwadzieścia stosunków seksualnych na dobę. I rzeczywiście, nagle lew wstał, zamruczał, dopadł samicę, i po kilku sekundach było już po wszystkim. Lwy robią to często, ale bardzo krótko. Samice wydają się nie mieć z tym problemu. Ja nie zdążyłem zrobić zdjęcia, ale koleżance udało się to znakomicie.

Pewnego razu w Serengeti udało nam się sfotografować lwy na drzewie, co zaprzeczało informacjom z pewnego brytyjskiego filmu dokumentalnego, który twierdził, że w Serengeti lwy nie wspinają się na drzewa. Okazuje się, że trzeba też zaktualizować przewodniki, które powtarzają tę tezę. Lwy na drzewie sfotografowane w Serengeti można zobaczyć na poniższym zdjęciu:

Lwy na drzewie w Serengeti. Fot. Jacek Torbicz.

Trudniej spotkać gepardy, ale też w końcu zawsze je w końcu widzimy. Na jednym z naszych ostatnich safari, gepardy wskoczyły na maskę samochodu.

Fot. Monika Battaglia

 

Fot. Jacek Torbicz.

Natomiast lamparta miałem okazję spotkać o wiele mniej razy (na zdjęciu poniżej), a małego serwala tylko jeden, jedyny raz i nie zdążyłem nawet zrobić zdjęcia.

Lamparty w Serengeti. Fot. Jacek Torbicz.

Słoni, żyraf, antylop, zebr, zobaczycie mnóstwo. Być może przydarzy wam się, niestety wymierający, czarny nosorożec. Park Serengeti przywodził mi zawsze na myśl biblijny, przedpotopowy świat.

Słoń w WC

Podczas naszych wypraw zawsze sporo się działo, a każda sytuacja była zupełnie inna. Pamiętam, jak pewnego razu wróciliśmy do obozowiska i zauważyliśmy, że przy namiotach stoi potężny, samotny samiec słonia. Wiadomo, że z takimi lepiej nie zadzierać, więc cierpliwie czekaliśmy, aż pójdzie swoją drogą. Następnego dnia, gdy przyjechaliśmy z powrotem, słoń pojawił się znowu – tym razem w okolicy męskiej toalety. Chwilę później przeszedł do damskiej, a nasza koleżanka właśnie wychodziła z budynku, zupełnie nieświadoma obecności olbrzyma. Gdybyście widzieli jej reakcję i słyszeli jej krzyk na widok tego kolosa tuż przed drzwiami!

Z czasem przyzwyczailiśmy się do słonia, choć zawsze trzymaliśmy bezpieczny dystans. Zyskał nawet swoje imię – nazwaliśmy go Bucuś. Oto zdjęcie Bucusia przed wejściem do męskiej i damskiej toalety:

Fot. Jacek Torbicz.

Fot. Jacek Torbicz.

Jeśli napiszę, że słonie kilkukrotnie goniły nasz samochód, a raz nawet nosorożec, pewnie mi nie uwierzycie i uznacie to za konfabulację. Mam jednak świadków – towarzyszy podróży, z którymi dzieliłem zarówno radości, jak i trudy tych wypraw. Potwierdziliby każde moje słowo.

Ale nawet przy najlepszych opisach trudno oddać to, co widziałem, czułem i przeżyłem w Parku Narodowym Serengeti. To miejsce jest tak niezwykłe, że żadne słowa nie są w stanie tego w pełni wyrazić. Wiem jedno – jeszcze kiedyś tam wrócę.

Fot. Jacek Torbicz.

 

Zapisz się do newslettera

Zostaw swój adres e-mail, aby otrzymywać powiadomienia o najnowszych artykułach na blogu.

Polityka prywatności

Udostępnij artykuł

Zapisz się do newslettera

Zostaw swój adres e-mail, aby otrzymywać powiadomienia o najnowszych postach na blogu.

Polityka prywatności

Przeczytaj również

  1. Drogi Jacku, Jesteś Fantastycznym Przewodnikiem. Czas w Keni i Tanzanii był najlepszym moim wyjazdem. Trochę się tam działo ( łamanie nóg, szpital itd…) ale było cudownie.
    Ucieczkę przed słoniem pamiętam ……. ha ha ha i jego oddech na moich plecach ….
    Szkoda , że czas tak goni……. mam nadzieję , że znowu wyjedziemy razem gdyż Twoje zaangażowanie, dyscyplina zespołu i ATMOSFeRA warte są powtórzenia.Pozdrawiam wszystkich

  2. Jacku Drogi, super ,że się odezwałeś w tych trudnych pandemicznych czasach. Oglądając zdjęcia i czytając Twoje teksty od razu czuję się lepiej. No cóż , może cudowne wspomnienia pomogą nam przetrwać ten trudny czas. Nasza wspólna wyprawa do ” Arki Noego” i innych piękności była przeżyciem niezwykłym, zwłaszcza pod Twoim światłym przewodnictwem, więc nic tam złamane nogi i inne niedogodności, właściwie ich nie było, była CUDOWNA PRZYGODA w wyśmienitym towarzystwie, trzeba żyć nadzieją na następne fantastyczne wyprawy, pozdrowienia dla wszystkich podróżników !!!!, Ewa

  3. Jacku , wszystkie wyjazdy z Tobą i Twoją firmą były wspaniałe . Jednak najbardziej niezapomnianym było oglądanie ANTARKTYDY . Była to fascynująca wyprawa 20 dniowa poprzez Falklandy , Georgię Płd. , wyspy antarktyczne i … naszą polską bazę naukową im. Arctowskiego . Pozdrawiam
    JJ

  4. Te lwy na drzewie to w Parku Narodowym Lake Manyara, niedaleko od Serengeti, podobno ewenement i tylko tam. Też mi brakuje Afryki, byłam tam dwa razy Kenia, później Tanzania, zawsze te wyprawy kończyły się na Zanzibarze.

    1. Nie, w Parku Narodowym Manyara byłem zupełnie przy innej okazji. Rzeczywiście przewodniki opisują, że tamtejsze lwy wchodzą na drzewa, ale ja ich nie widziałem. Gdy robiłem to zdjęcie byliśmy w Serengeti, bardzo daleko od Manyara, i tam te lwy sfotografowaliśmy. I właśnie to było najdziwniejsze, udowodniliśmy, że przewodniki się mylą. Było ze mną kilkanaście osób, które to widziało.

  5. Ja byłam w Parku Manyara i tam je widziałam, mam zdjęcia. O tym, że są właśnie w tym parku mówił nam nasz przewodnik na safari. Możliwe, że ten lwi zwyczaj rozprzestrzenił się dalej.

    1. Pewnie tak właśnie się stało. Podobno lwy lubią wejść na drzewo, gdy jest duża rosa i mokra jest trawa. Rzeczywiście widzieliśmy to o poranku i trawa byłą wilgotna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *