Skip to content

Jordania w cztery dni

Tania Jordania

Po prostu nie można było nie lecieć. Rzadko na blogu piszę o cenach, jednak bilet Ryanair do Ammanu z Krakowa tam i z powrotem kosztował nas 98 złotych od osoby. Jak tu nie pisać o cenach? Takiej okazji nie mogłem przegapić. W dodatku Jordania zniosła obowiązek testów na covid po przylocie i po spakowaniu się do małego podręcznego bagażu, krótkim locie i opłaceniu na granicy wizy, znaleźliśmy się w cztery osoby w tym bliskowschodnim kraju. Jeśli ktoś ze znajomych mi powie, że nie stać go na podróże, roześmieję mu się w nos.

Petra. Fot. Jacek Torbicz.

Jest to dla całej naszej czwórki druga wizyta w Jordanii. Za pierwszym razem zobaczyliśmy Petrę i Wadi Rum na południu, teraz przyszedł czas na północ i mieliśmy na to niecałe cztery dni. Nie śpiesząc się zbytnio, zdążyliśmy zobaczyć przez ten czas Amman, rzymską Gerazę, Madabę, zamek Karak, Morze Martwe, Górę Nebo oraz Betanię, miejsce chrztu Jezusa.

Dwie łyżki dziegciu

Do bliskowschodniego królestwa Jordanii, spokojnego i jedynego stabilnego kraju w regionie mam stosunek ambiwalentny. Z jednej strony kraj posiada kilka wyjątkowych miejsc z Petrą na czele, przemiłych ludzi i mnóstwo słońca. Jednak jest druga strona medalu, o której nie przeczytacie w programach biur podróży ani turystycznych magazynach rozpływających się nad urokami kraju.  Przykładem jest ostatni „Traveler” opisujący Jordanię ochami i achami, który zabraliśmy ze sobą. Po tej lekturze robi się mdło niczym po jordańskiej chałwie w nadmiernej ilości.

Zacznę zatem od łyżki dziegciu. Cała Jordania jest zaśmiecona, a jako taką czystość udaje się utrzymać jedynie w niewielu najsłynniejszych miejscach. Są służby, które próbują nieco sprzątać przy głównych drogach, ale jest to mission impossible. Jordańczycy śmiecą na potęgę. Po wypiciu wody mineralnej wyrzucają z okna samochodu butelkę, będąc w pięknych miejscach piknikowych, zostawiają woreczki, pudełka po soczkach, papierki i zupełnie się tym nie przejmują. Sprawiają, że pełne uroku zakątki zamieniają się w śmietnik.

Wadi el Muqashshat i Morze Martwe. Fot. Piotr Kulinowski.

Wczoraj szliśmy wychodzącą znad brzegów Morza Martwego doliną Wadi el Muqashshat. Musieliśmy minąć prawdziwe wysypisko u jej początku. Wraz z posuwaniem się w górę strumienia śmieci było coraz mniej, ale bynajmniej nie znikały. Małe wodospady, gorące źródła, piękna roślinność, kąpiele w ustronnych miejscach pod gorącą kaskadą… To był piękny spacer, ale ja mam wciąż w oczach plastikową butelkę rzuconą do gorącego źródła. Jordańczycy wymagają długiej edukacji.

Amman. Fot. Jacek Torbicz.

Kolejna łyżka dziegciu to jordańskie miasta. Są brzydkie i pozbawione zieleni. Wzgórza zabetonowane są architektonicznymi koszmarkami. Miejscowe prawo zwalnia od płacenia podatku, gdy dom jest nieskończony, stąd z wielu budynków sterczą zbrojenia, jakby były wciąż w budowie, choć nikt nigdy nie wzniesie już kolejnego piętra. Miasta nie mają nic z orientalnej atmosfery Bliskiego Wschodu, jedzenie uliczne jest bardzo ubogie, nie ma zachwycających i klimatycznych bazarów znanych mi z innych krajów arabskich. Stolica kraju Amman to metropolia pozbawiona uroku, nie odnajdziemy tu nic z uroku Damaszku, Kairu, czy Rabatu.

Madaba

Mieszkamy w Madabie, które było już miastem od wielu tysięcy lat. Jest to nasza baza wypadowa. Nie ma tu stołecznych korków, z lotniska to zaledwie pół godziny jazdy i pomysł, by stąd zwiedzać kraj, jest naprawdę niezły. Zachował się tu fragment rzymskiej ulicy, ale prawdziwą sławę miasto zdobyło dzięki bizantyjskiej  mozaikowej mapie z Madaby odkrytej w XIX wieku w obecnym kościele św. Jerzego. To ważne miejsce dla każdego geografa i cieszy mnie, że mieszkamy w domu gościnnym właśnie przy tym kościele.

Fragment mapy z Madaby w kościele św. Jerzego. Fot. Jacek Torbicz.

Nocleg jest skromny, ale jest tu czysto, swobodnie i tanio. Samo miasto jest brzydkie jak inne miasta jordańskie, ale polubiliśmy turystyczną uliczkę koło kościoła z jej gościnnymi sprzedawcami pamiątek, restauracjami i sklepem z dobrym jordańskim winem i mniej dobrym rumem. Dzień rozpoczynamy tu zwykle od wyciskanego na ulicy soku z granatu i aromatycznej kawy z kardamonem. Na tej ulicy zjedliśmy obłędną potrawę o nazwie sajeih na balkoniku restauracji „Jaw Zaman”. Polecam.

Madaba. Fot. Jacek Torbicz.

Jak wspominałem, rzadko piszę o cenach, ale miejsca dla turystów są tu nieporównywalnie droższe od lokalnych i Madaba jest tego przykładem. Na śniadanie kupowaliśmy znakomity falafel za równowartość 2,50 zł u Egipcjanina, który jako jedyny rano otwierał swój biznes dla miejscowych Jordańczyków. Za podobny falafel na ulicy dla turystów trzeba zapłacić aż pięciokrotnie więcej. Jak widać Jordania może być i tania i droga.

Amman

Jeśli nie jedziemy z wycieczką, najlepszy sposób zobaczenia kraju to wypożyczenie samochodu.  Prowadzi się dosyć łatwo, ludzie nie jeżdżą szybko i są na drogach uprzejmi. Wprawdzie do końca nie odgadliśmy zasad pierwszeństwa na rondach i skrzyżowaniach, zdaje się, że ten, kto znajdzie się pierwszy, ma po prostu pierwszeństwo. I jakoś to działa.

Świątynia Herkulesa w Ammanie, dawnej Filadelfii. Fot. Jacek Torbicz.

Na Amman poświęciliśmy zaledwie kilka godzin. Zwiedziliśmy tzw. cytadelę, czyli miejsce początków miasta sprzed wielu tysięcy lat. Zobaczyliśmy między innymi ruiny świątyni Herkulesa, która była zbudowana na cześć naszego ulubionego cesarza Marka Antoniusza. Z cytadeli znakomicie widać Amman, położoną na wzgórzach betonową, koszmarną dżunglę z dwoma górującymi nad metropolią wieżowcami. W stolicy zjedliśmy jeszcze z jordańskimi znajomymi znakomity obiad w restauracji „Tawaheen al.-Hawa”. Jeśli chcecie posmakować jordańskiej kuchni na najwyższym poziomie, to jest właśnie dobre miejsce.

Zakąski przed daniem właściwym w restauracji w Ammanie. Fot. Jacek Torbicz.

Dżarasz czyli Geraza

Z ulgą opuściliśmy zakorkowany Amman i pojechaliśmy do Gerazy (Dżarasz). To starożytne miasto zaczęło się znakomicie rozwijać pod panowaniem rzymskim od I w n.e. Wspaniale zachowała się struktura miasta, ulice, ruiny świątyń, domów i łaźni. W Gerazie zachowały się fragmenty świątyni Artemidy, która był patronką miasta. Rzymianie nigdy nie ukończyli tej budowli, z zaplanowanych 36 potężnych kolumn postawiono jedynie 12, ale i tak robi wrażenie. O jakości życia w mieście i poziomie mieszkańców świadczy liczba teatrów. Są ich aż trzy, a największy może pomieścić trzy tysiące widzów. Spacer niemal kilometrowym cardo tuż przed zachodem słońca był fantastyczny. W mieście niemal nie było turystów i z żalem musieliśmy przerwać zwiedzanie wyganiani przez strażników.

Spacer cardo w Gerazie. Fot. Jacek Torbicz.

Lubię zwiedzać rzymskie miasta, podziwiać ich znakomite rozplanowanie, komfort, dbałość o wygodę mieszkańców. Wyobrażam sobie daną ulicę, zgiełk, próbuję odgadnąć, jak wyglądało codzienne życie. W rzymskich miastach rozsmakowałem się podczas zwiedzania Algierii, nigdzie nie są one zachowane lepiej, niż tam. Doskonale rozumiem fascynację starożytnym Rzymem kilku moich znajomych, to może wciągnąć.

Zamek Karak

Kolejnego dnia postanowiliśmy zwiedzić wybudowany przez krzyżowców zamek Karak. Obecny zamek jest tylko częścią oryginalnej, potężnej budowli. Spacerowaliśmy długimi korytarzami i mrocznymi zakątkami dyskutując o krzyżowcach. Byli dobrzy czy źli? Kierowała nimi wielka wiara, czy raczej chęć przygody i wzbogacenia się? Nie ma wątpliwości, że byli szaleńczo odważni.

Droga z Madaby do Karak. Fot. Jacek Torbicz.

Niezwykłym i okrutnym władcą zamku był Renald z Châtillon. Podczas jego panowania wykonywano karę śmierci, zrzucając nieszczęśników ze skały z drewnianymi skrzynkami na głowach, by jak najdłużej zachowali przytomność podczas egzekucji. Renald w bezwzględny sposób prowadził wojnę z Saladynem widząc w nim słusznie największe zagrożenie dla Królestwa Jerozolimskiego. Napadał karawany i pokojowych pielgrzymów zmierzających do Mekki i tego Saladyn mu nie przebaczył. Gdy Renald w końcu po bitwie pod Hattin znalazł się w niewoli u Saladyna, ten osobiście swoim mieczem ściął mu głowę. Karak poddał się Saladynowi już po jego śmierci, po ośmiomiesięcznym oblężeniu. Muzułmański władca będący pod wrażeniem odwagi obrońców oszczędził ich i puścił wolno. Taka wspaniałomyślność niestety rzadko zdarzała się krzyżowcom przy zajmowaniu muzułmańskich zamków. Dziś pod zamkiem stoi pomnik, oczywiście jest to pomnik Saladyna.

Korytarze zamku Karak. Fot. Jacek Torbicz.

Morze Martwe

Podczas tej krótkiej podróży zaplanowaliśmy sobie odrobinę luksusu. Przenocowaliśmy w pięciogwiazdkowym hotelu „Crown Plaza” nad Morzem Martwym. Hotel ma własną plażę i wielką atrakcją są tu kąpiele w słonej wodzie oraz smarowanie się błotem mającym ponoć niezwykłe, lecznicze właściwości.

Hotel Crown Plaza nad Morzem Martwym. Fot. Jacek Torbicz.

Panowała wspaniałą, upalna pogoda i z radością oddaliśmy się relaksowi w Morzu Martwym. Woda tak wypycha, że można wspaniale wypoczywać, unosząc się wygodnie na plecach, niby na miękkiej i ciepłej pierzynie. Zrobiłem eksperyment, czytając w wodzie gazetę i rzeczywiście, to działa. Przy okazji uważajcie, nie można zachlapać sobie oczu, to potwornie piecze.

Pływanie w Morzu Martwym. Fot. Iwona Torbicz.

Smarowaliśmy się oczywiście leczniczym, czarnym błotem, które musi wyschnąć na nas, by kuracja miała zadziałać. Nie wiem, czy to siła sugestii, ale po tych błotnych kuracjach poczuliśmy się wspaniale i młodo.

Francuska rodzina posmarowana leczniczym błotem nad Morzem Martwym. Fot. Jacek Torbicz.

Krótki pobyt w Jordanii dobiega końca. Cztery intensywne dni przyniosły mnóstwo wrażeń. Te same dni spędzone w Polsce byłyby monotonne i podobne do siebie. Choćby dlatego sprawcie sobie i swoim bliskim radość zabierając ich do Jordanii. Nawet gdy bilet jest droższy niż 98 złotych.

Morze Martwe. Fot. Jacek Torbicz.

 

Zapisz się do newslettera

Zostaw swój adres e-mail, aby otrzymywać powiadomienia o najnowszych artykułach na blogu.

Polityka prywatności

Udostępnij artykuł

Zapisz się do newslettera

Zostaw swój adres e-mail, aby otrzymywać powiadomienia o najnowszych postach na blogu.

Polityka prywatności

Przeczytaj również

4 komentarze

  1. Mogę prosić o maila lub numer tel, mamy kupione bilety chciałam dopytać jak to zrobić bo na stronie Jordanskiej też jest ta informacja. Chciałam dopytać o procedury

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *