Skip to content

Mikronezja – Atol Chuuk

Chuuk – Stan Mikronezji

W zachodniej części Atlantyku znajduje się duży, ale samotny atol Chuuk, nazywany też Truk, stanowiący część rozległego archipelagu Karolinów. Należy do Mikronezji, państwa nazywającego się oficjalnie Sfederalizowane Stany Mikronezji (Federated States of Micronesia). Dobry los sprawił, że w 2019 roku wylądowałem wraz z niewielką grupą na Chuuk, a dowiozła mnie tam jedyna linia, która tam lata, czyli amerykański United.
Uwielbiam takie miejsca, społeczności oddalone o tysiące kilometrów od najbliższego lądu, egzotyka, poczucie odrębności, wrażenie pobytu na innej planecie. Wyspy Pacyfiku spełniają mój sen, sen nastolatka o podróżach dawnych odkrywców. Będąc na Wyspach Pacyfiku staję się znów nastolatkiem i nie inaczej było na Truk.

Chuuk, napis przy lotnisku. Fot. Jacek Torbicz.

Przyjrzyjmy się temu atolowi. Do Nowej Gwinei, najbliżej położonej większej wyspy mam stąd aż 1800 kilometrów. Do Manili musiałbym lecieć 3600 km, a do Honolulu 5600 km. Doprawdy można poczuć się oddalonym od swojego świata.

Chuuk, drogowskazy. Drogowskaz do Warszawy jest na samej górze. Fot. Jacek Torbicz.

Niepodległość dla Truk

Sam atol, czyli stosunkowo płytka otoczona rafami laguna ze skrawkami lądu zajmuje duży obszar ponad dwóch tysięcy km², jednak samego lądu jest tu zaledwie niecałe 100 km². Na tych skrawkach lądu mieszka zaledwie około 40 tysięcy ludzi. No ale dosyć już tych statystyk, które łatwo możecie sobie wyczytać gdzie indziej. Znacznie ciekawsze jest, że Chuuk (Truk) ma ochotę na wystąpienie z Federacji Mikronezji i chrapkę na niepodległość. Czy wkrótce powstanie nowe państwo? Kto wie. Byłoby jednym z najmniejszych państw świata pod względem liczby ludności, ale całkiem dużym jeśli chodzi o powierzchnię wód terytorialnych.

Chuuk, widok z samolotu podczas lądowania. Fot. Jacek Torbicz.

Większość z poznanych przez mnie wysp Pacyfiku to oazy bezpieczeństwa. Ludzie znają się dobrze między sobą, kradzieże i napady nie istnieją, a tubylcy są nastawieni przyjaźnie i chętni do kontaktów z przyjezdnymi. Dzieje się tak nawet na biednych wyspach, jak na moich ulubionych Samoa, czy Vanuatu. Na Chuuk jest jednak inaczej. Przestrzegano nas przed wrogimi nastrojami, a nawet przed napadami na turystów. Słyszałem opowieści o podpitych wyspiarzach szukających awantury i atakach na cudzoziemców. Wprawdzie nikt na mnie nie napadł, to jednak łatwo wyczuwałem wrogość i mało przychylne spojrzenia kierowane w moją stronę, choć dotyczyło to wyłącznie mężczyzn. Tak, Chuuk był pod tym względem dużym rozczarowaniem. Kobiety i dzieci wydawały się jednak przyjazne.

Dziewczynka z Chuuk. Fot. Jacek Torbicz.

Wyspa Weno

Wyspa Chuuk nie była dla mnie tą najważniejszą w Mikronezji, bardziej pociągała mnie Pohnpei z ruinami miasta Nan Madol, wyspa, na której w XIX wieku zbierał materiały Jan Kubary, fascynująca i tragiczna zarazem postać. Jednak nie zawiodłem się na Chuuk, a o Pohnpei napiszę być może innym razem.

Główną wyspą całego stanu Chuuk, a być może przyszłego państwa, jak wspomniałem powyżej, jest wyspa Weno. Miasteczko o tej samej nazwie Weno liczące 14 tysięcy mieszkańców jest stolicą stanu, a zarazem największym miastem państwa Mikronezja. Jak możecie się domyśleć, nie ma tam czego zwiedzać. Liche domy kontrastują z zabudowaniami rządowymi stanu.

Budynek rządu Chuuk. Fot. Jacek Torbicz.

Dom na Chuuk. Fot. Jacek Torbicz.

Wyspę Weno leżącą w atolu Chuuk można szybko objechać, choć droga urywa się i nie biegnie naokoło wyspy. Charakterystycznymi punktami są katedra i japońska latarnia morska położona przy wschodnim cyplu.

Japońska latarnia morska. Fot. Jacek Torbicz.

Katedra katolicka na wyspie Weno. Fot. Jacek Torbicz.

Nie ma tu szczególnych atrakcji, nie spodziewałem się ich zresztą, zatem nie byłem rozczarowany. Niemniej podglądanie życia na tym krańcu świata przynosi dużo ciekawych obserwacji. Z reguły jest sennie, pustawo, mężczyźni zdają się nie pracować, tylko przyglądają się posępnie podróżnym. Wokół domów panuje bałagan, widać śmieci i wraki samochodów zgromadzone w dziwnych miejscach. To zrozumiałe, tu nie ma zbieraczy złomu, nie ma hut, nie ma nic…

Chuuk, złomowisko aut w morzu. Fot. Jacek Torbicz.

Nad stolicą wznosi się góra Mount Tonachau, choć liczy niecałe 400 m n.p.m., nie udało nam się zdobyć szczytu, utknęliśmy na stokach w gęstej roślinności. Trekking na szczyt nie jest zbyt popularny, choć wyczytałem w przewodniku o biegnącej nań ścieżce. Idąc na górę spotkaliśmy człowieka, który uprzedził nas, że na górze mieszka bardzo silny i zły duch. Musimy się żarliwie modlić, by ko pokonać. Nie było nam dane tego sprawdzić. Pod szczytem w czasie II wojny światowej Japończycy ustawili działa, które stoją do dzisiaj.
W ten sposób doszliśmy do bardzo ważnego tematu. Tym, czym dla Amerykanów jest Pearl Harbour, tym dla Japończyków jest Chuuk. Zasłużyli sobie na to.

Japońskie działo na wyspie Weno.

Japońskie Pearl Harbour

Był rok 1944. Na Pacyfiku trwało piekło. Miliony osób cierpiało pod japońską okupacją, tysiące młodych chłopców z Australii, Nowej Zelandii i USA ginęło walcząc z najeźdźcami. Wielka laguna była najważniejszą japońską bazą, stacjonowały tu setki jednostek. Wyspy były potężnie ufortyfikowane, jedna z nich, Etten, przypominała olbrzymi, zacumowany lotniskowiec z mnóstwem sprzętu i długim pasem startowym. Ze względu na ufortyfikowanie, Chuuk nazywane było „Gibraltarem Pacyfiku”.
Nadszedł dzień 17 lutego 1944. Choć Japończycy, spodziewając się ataku zdążyli ewakuować część swojej flotylli, to w atolu było mnóstwo statków, samolotów i żołnierzy. Ponad pięćset amerykańskich samolotów przed dwa dni bombardowań zebrały obfite żniwo. Zostało zatopionych lub uszkodzonych ponad pięćdziesiąt pływających jednostek, zniszczonych ponad 250 samolotów i zabitych tysiące żołnierzy. Był to potężny cios, który stanowił kolejny punkt zwrotny w tej rozpoczętej przez Japończyków wojnie. Pearl Harbour zostało pomszczone.

Bombardowanie Chuuk. Źródło: https://blog.divessi.com

Chuuk jest dziś największym na świecie podwodnym cmentarzyskiem wraków. Stał się przy okazji wielką atrakcją dla nurków, właściwie jest to dla nich raj, jak usłyszałem. Część wraków jest położona płytko i widoczna doskonale dla „snorklujących”, co sprawdziłem na własne oczy.

Ocalałe japońskie siły pozostały na Chuuk odcięte od świata aż do poddania się swojej ojczyzny w sierpniu 1945 roku. Były sporadycznie bombardowane, jednak alianci nie próbowali zajmować atolu. Bóg raczy wiedzieć ile wycierpieli wyspiarze podczas obecności na swoich ziemiach tych bezwzględnych, morderczych okupantów.

Chuuk, fot. Jacek Torbicz.

Mieszkańcy Chuuk

Właśnie, kim są mieszkańcy Chuuk? Ocenia się, że przybyli to z Azji prawie dwa tysiące lat temu. Ta mała społeczność posiada wciąż kilka języków, ale najbardziej rozpowszechnionym jest właśnie język chuuk, czyli język trukański należący do języków mikronezyjskich. Wyspę odkryli Hiszpanie i pozostawała ich formalną kolonią przez całe wieki, jednak wyspiarze bez przeszkód żyli i kultywowali swoje tradycje, a Hiszpanie pojawiali się rzadko. Potem przyszła krótkotrwała kolonizacja niemiecka i wreszcie w 1914 okupacja japońska. Wtedy Chuuk stał się swoistym lotniskowcem imperium.

Młodzież na Chuuk. Fot. Jacek Torbicz.

Rejs po lagunie

Udaliśmy się też na ciekawą morską wyprawę po lagunie. Wprawdzie nie jest to otwarty ocean, jednak fala była wysoka i w małej łódce motorowej nie czuliśmy się pewnie. Dobiliśmy na wyspę Dublon, a potem wylądowaliśmy na wyspie Etten, gdzie Japończycy wybudowali lotnisko i gdzie znajdowała się ich baza. Gdy wędrowaliśmy przez dżunglę, zauważyliśmy pod stopami resztki asfaltu. Tak, bez wątpienia szliśmy po japońskim pasie startowym bezlitośnie dziś pożeranym przez drzewa. Wkrótce doszliśmy do ruin szpitala i potężnych betonowych budowli, częściowo pozawalanych wskutek nalotu w 1944 roku. Dzisiaj w tych ruinach mieszkają biedni Mikronezyjczycy, korzystając z dachu chroniącego ich przed deszczem i słońcem.

Japońskie betonowe budowle na wyspie Etten. Fot. Jacek Torbicz.

Japońskie betonowe budowle na wyspie Etten. Fot. Jacek Torbicz.

W lagunie znajduje się wiele bezludnych wysepek, niektóre wyglądają, jak na rysunkach dla dzieci, może ktoś pamięta historyjki z kaczorem Donaldem? Właśnie takie są. Nasz sternik zawiózł nas na jedną z nich i spędziliśmy na niej uroczy czas. Choć krajobrazy i kolory Mikronezji nie dorównują tym znanym mi z Polinezji Francuskiej, trudno nie ulec urokowi tropikalnych wysp. Mieliśmy szczęście, akurat nie padało, a musicie wiedzieć, że Truk jest bardzo deszczowy.

Wysepka w lagunie Chuuk. Fot. Jacek Torbicz.

Prawdopodobnie nie zachęciłem was, by pojechać na Chuuk, czyli Truk. Może i dobrze, wyspa pozostanie dalej na krańcach świata i będą do niej docierać tylko pasjonaci lub ludzie niespełna rozumu. Zresztą jedno i drugie to właściwie to samo.

Laguna Chuuk. Fot. Jacek Torbicz.

 

Zapisz się do newslettera

Zostaw swój adres e-mail, aby otrzymywać powiadomienia o najnowszych artykułach na blogu.

Polityka prywatności

Udostępnij artykuł

Zapisz się do newslettera

Zostaw swój adres e-mail, aby otrzymywać powiadomienia o najnowszych postach na blogu.

Polityka prywatności

Przeczytaj również

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *