Skip to content

Somalia – część 1

Niegdyś duże wrażenie zrobił na mnie film „Helikopter w ogniu” („Black Hawk Down”) ze zdjęciami Sławomira Idziaka. Film był realizowany w Maroku, które udawało Somalię. Nie spodziewałem się, że w przeciwieństwie do filmowców, zobaczę miejsce akcji, czyli miasto Mogadiszu i na własne oczy ujrzę wrak prawdziwego helikoptera.
Aby oglądnąć obrośnięty opuncjami  szkielet, zapłaciliśmy dwadzieścia dolarów komuś, kto władał posesją na której leżała maszyna. Zachowywaliśmy szczególną ostrożność, zaledwie kilka tygodni temu w tym miejscu zastrzelono dziennikarza szwedzkiego, który również pragnął ujrzeć helikopter. Wszystko odbyło się bardzo szybko, podszedł do niego mężczyzna w białej szacie, strzelił i uciekł. Nikt nie zdążył nawet zareagować. Dziennikarz nazywał się Martin Adler. Na zdjęciu poniżej widzicie moment, gdy ujrzeliśmy ledwo już widoczny wrak.

Mogadiszu. Fot. Krzysztof Rzepecki.

W Somalii znalazłem się dzięki mojemu przyjacielowi Marcinowi, bardzo doświadczonemu dziennikarzowi jeśli chodzi o wyjazdy w strefy konfliktów. Pojechałem tam z nim oraz jego ekipą – operatorem Tomkiem i dźwiękowcem Krzyśkiem. Towarzyszył nam niezwykle sympatyczny i przyjacielski Elmi, Somalijczyk, który mieszka w Polsce. Z Somalii uciekł na samym początku wojny domowej. Gdy wybuchły walki był akurat koło portu i dostał się na jeden ze stojących tam statków. Rozpoczął długą, pełną tragicznych momentów  wędrówkę, która zakończyła się ostatecznie u nas. Wyjazd z nami był jego pierwszymi odwiedzinami w Somalii od 1991 roku oraz pierwszą okazją do znalezienia i zobaczenia swojej mamy. Byliśmy świadkami tego spotkania, które powodowało nie tylko u niego ale i u nas ściśnięcie gardła i wielkie wzruszenie.

Spotkanie rodzinne w Mogadiszu. Fot. Krzysztof Rzepecki

Przygotowywaliśmy materiał podczas fascynującego okresu, gdy większością Somalii rządziły Sądy Islamskie (Unia Trybunałów Islamskich), ortodoksyjna grupa oskarżana o terroryzm. Sądy Islamskie jednak były szeroko popierane przez wielu mieszkańców, na moment przyniosły kruchą stabilizację w części umęczonego wojną kraju, w tym jego stolicy Mogadiszu. Przywróciły prawo zmniejszając wpływy zbrojnych gangów, które były postrachem ludzi. Właśnie wtedy znaleźliśmy się w Somalii.

Centrum Mogadiszu. Fot. Jacek Torbicz.

Nie bez racji uważa się, że konflikty w Afryce biorą swoją przyczynę w jej podziale sztucznymi granicami dokonanym przez europejskich kolonizatorów, którzy poprzecinali nimi tereny jednorodnie etnicznie, czy religijne. Nie liczyły się interesy mieszkańców, tylko interesy Francji i Anglii, głównych graczy w Afryce po osłabieniu Portugalii. Somalia jest jednak zaprzeczeniem tezy o przyczynie wojen na Czarnym Lądzie. Jest jednorodna jeśli chodzi o narodowość i religię. Kolonizowali ją Włosi i Brytyjczycy po czym powstało z tego jedno państwo. Obszar kolonizacji brytyjskiej to obecny Somaliland, stabilny choć nieuznawany przez nikogo kraj. Reszta Somalii pogrążona jest w chaosie, stanie zawieszenia, często wybuchają walki, a zamachy należą do codzienności.

Mogadiszu. Fot. Jacek Torbicz

W Somalii na wojnie dorosło całe pokolenie. Minęło już ponad 30 lat od jej początku i tylko niektórzy pamiętają czasy przedwojenne. Niektórzy zapytacie? Tak, w Somalii żyje się bardzo krótko, średnia wieku to zaledwie 55 lat, krótsza średnia jest tylko w Afganistanie i Republice Środkowej Afryki.

Fot. Jacek Torbicz.

Nie jest zaskoczeniem fakt, że przyczyną wojny było wyhodowanie obrzydliwego dyktatora, którego stworzyła, a jakże by inaczej, Rosja w postaci Związku Sowieckiego. Dyktator nazywał się Siad Barre, a jego marksistowsko – leninowska partia była jedyną legalną partią w kraju. Szalone lewackie ideologie rozpowszechniane przez Rosję i podsycane przez zachodnich intelektualistów czyniły spustoszenie na całym świecie, tak działo się też w Somalii. Sytuacja skomplikowała się, gdy doszło do wojny między Etiopią a Somalią, oba kraje były marksistowskie i popierane przez ZSRR. Barre zmieniał sprzymierzeńców i choć jego opresyjne rządy były paskudne, w Mogadiszu toczyło się w miarę spokojne i normalne życie. Zmiana sojuszów nie pomogła dyktatorowi i wraz z jego nagłym obaleniem zaczęła się wojna. Dosłownie w ciągu jednego dnia wybuchły walki, a miało to miejsce w styczniu 1991 roku. Wtedy właśnie nasz kolega Elmi dostał się jakimś cudem na jeden z uciekających w pośpiechu statków handlowych.

Podczas naszego pobytu w porcie było spokojnie, a przycumowany stał tylko jeden statek, na którym powiewała bandera Korei Północnej.

Port w Mogadiszu. Fot. Krzysztof Rzepecki.

Wojna nie jest już dla nas daleka, egzotyczna. Puka do naszych drzwi, a wyjazd do Somalii wspominam w piątym miesiącu rosyjskiej agresji na Ukrainę. Żywię nadzieję, że scenariusz wojny na całe pokolenie nam nie grozi, ale obawy pozostają. Barbarzyńcy z Rosji zamienili w gruzy wiele ukraińskich miast, nie trzeba jechać do Mogadiszu, by zobaczyć efekty bombardowań.
Nie chcę opisywać celu naszej jakże ciekawej podróży i jej przebiegu, pragnąc skupić się na kilku zapamiętanych sytuacjach, które może oddadzą realia podróży po Somalii.

Kobiety w Somalii

W pamiętającym lepsze czasy samolocie pasażerskim z Nairobi do Mogadiszu było zaledwie kilkunastu pasażerów. Uwagę zwracały somalijskie kobiety z zasłoniętymi twarzami, które kilkukrotnie przechodziły korytarzem obok naszych siedzeń. W pewnym momencie jedna z nich rzuciła na puste siedzenie koło mnie zwitek papieru. Był tam numer telefonu i prośba o kontakt.

Fot. Jacek Torbicz.

Wiedziałem, że nie jest to forma podrywania mnie, ale konspiracyjna i rozpaczliwa metoda, by ktoś zainteresował się ich losem, ich problemami.

Kilka dni później udało nam się spotkać z kobietami z samolotu. Opowiedziały nam swoją historię walki o zupełnie nieistniejące prawa. Próbowały organizować się, bronić przed przemocą, absolutną władzą mężczyzn i bardzo złym losem. W wielu krajach muzułmańskich kobiety nie mają źle, jak się powszechnie wydaje i jak utrzymuje zachodnia narracja postrzegania świata. Jednak w Somalii, wierzcie mi, los kobiety to ciężki los i dużo można by o tym pisać. Podczas rozmowy kobiety pokazały nam przestrzelone okno w swojej siedzibie, takie swoiste ostrzeżenie.

Wychodząc od nich odczuwałem współczucie i podziw, to zupełnie inne ruchy kobiece, niż te znane nam z naszego podwórka.

Fot. Krzysztof Rzepecki.

Niemniej tragiczny los często spotyka w Somalii inne kobiety, te które w odruchu serca przyjeżdżają pomóc ludziom otoczonym przez biedę i wojnę. Podziwiałem norweską pielęgniarkę (Dina Hovland), niosącą pomoc w prawdziwym piekle w miejscowości Huddur (Xuddur) w środkowej Somalii. Pracowała jako wolontariuszka w ekipie „Lekarzy bez Granic” (MSF), żadne słowa nie opiszą jej ofiarności i odwagi.

W Mogadiszu znaleźliśmy się przed rozległym terenem, gdzie chroniły się dzieci – sieroty, wzruszające ofiary wojny. Wcześniej opiekowały się nimi włoskie zakonnice, jednak po zastrzeleniu dwóch z nich, zakon odwołał pozostałe z Somalii. To kolejny przykład odważnych kobiet w ortodoksyjnym, muzułmańskim świecie.

Historie bohaterskich kobiet są wstrząsające i zupełnie nieznane. Wyjątkiem jest Somalijka ukazana w filmie „Kwiat Pustyni”, historię tej dziewczyny poznały miliony widzów. Europejskie feministki powinny swoją energię skierować w tę stronę, gdzie rzeczywiście walka o prawa kobiet jest potrzebna i trudna. W naszym świecie kobiety na szczęście cieszą się pełnią praw.

Fot. Krzysztof Rzepecki.

Mogadiszu

Miasto, którego nie sposób zapomnieć. Niestety nie ze względu na jego uroki i piękne położenie. Wyobraźcie sobie kilka milionów ludzi bez działającej kanalizacji, bieżącej wody, wywozu śmieci i wszelkich wygód do których jesteśmy przyzwyczajeni. Ludzie żyjący w byle jakich domach skleconych z blachy falistej, w ruinach domów, czy uchodźcy z innych rejonów Somalii mieszkający w szałasach skleconych z patyków i woreczków foliowych.

Mogadiszu. Fot. Krzysztof Rzepecki.

Niemniej są też dzielnice pozbawione wyraźnych śladów wojny. Na ulicy toczy się handel, funkcjonują bazary, a nawet jak widzicie można napić się herbaty przy stoliku na ulicy.

Fot. Tomasz Głowacki.

Mogadiszu oglądaliśmy tylko w dzień, gdyż po zachodzie słońca miasto stawało się zbyt niebezpieczne. Po ciemku często można było wyłowić odgłosy strzelaniny, pomimo pokoju i znacznego oddalenia linii frontu.

Stolica Somalii jest dla mnie teraz sekwencją chaotycznych obrazów. Mogadiszu to przedziwny organizm. Po dziurawych ulicach jeżdżą gruchoty, które trudno nazwać samochodami, widać wozy zaprzężone w osiołki, pickupy z uzbrojonymi bojownikami Sądów Islamskich. Są też zupełnie normalne dzielnice, instalowana przez Chińczyków telefonia komórkowa jest powszechna. Wszędzie widać kłęby splątanych kabli, które  dostarczają prąd z pracujących na ropę generatorów. Zobaczcie zresztą sami, jak to wygląda:

Fot. Jacek Torbicz.

Fot. Jacek Torbicz.

Fot. Jacek Torbicz.

Widać dzieci i kozy buszujące wśród zwałów śmieci, barwnie lub czarno ubrane kobiety szczelnie zawinięte pomimo upału, ruiny budowli, które były niegdyś piękne, a nie zapominajmy, że działali tu włoscy architekci. Gdy usiedliśmy wśród ruin, podszedł do nas starszy Somalijczyk. Miał przy sobie plik starych, kolorowych pocztówek z Mogadiszu. Pokazywał nam je wyraźnie wzruszony spotkaniem cudzoziemców. Tak, Mogadiszu było niegdyś piękne…

Mogadiszu. Fot. Krzysztof Rzepecki.

Choć bieda jest powszechna to oczywiście pewna warstwa ludzi jest zamożna i afiszuje się ze swoim bogactwem. Zdarzają się lepsze auta i dobrze ubrani ludzie. Niemniej dla większości nieszczęsnych mieszkańców podstawowym problem jest zdobycie pożywienia i wody. Nieliczne studnie są kontrolowane przez gangi żądające za pobranie wody haraczu.

Transport wody w Mogadiszu. Fot. Jacek Torbicz.

Przy położonej w centrum miasta plaży beztrosko kąpią się dzieci, zapominając o kłopotach dnia codziennego i pustym żołądku. Miły gwar i odgłosy plaży wydają się nierzeczywiste w tej części świata.

Następny odcinek opowieści o niezwykłej ale i trudnej podróży do Somalii przeczytacie klikając tutaj.

Centrum Mogadiszu. Fot. Krzysztof Rzepecki.

 

 

Zapisz się do newslettera

Zostaw swój adres e-mail, aby otrzymywać powiadomienia o najnowszych artykułach na blogu.

Polityka prywatności

Udostępnij artykuł

Zapisz się do newslettera

Zostaw swój adres e-mail, aby otrzymywać powiadomienia o najnowszych postach na blogu.

Polityka prywatności

Przeczytaj również

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *